Przyczynek do dziejów ewangelickiego zboru krakowskiego
Co następuje, to „przedruk” „Przyczynku do dziejów ewangelickiego zboru krakowskiego” autorstwa ks. dra Leopolda Otto, a ukazawszego się na łamach „Zwiastuna Ewangelicznego” w latach 1869-1870. Kolejne podrozdziały odpowiadają częściom, w których „Przyczynek” wydrukowany został w kolejnych numerach „Zwiastuna”. Pierwotna pisownia została wiernie zachowana, natomiast tytuły podrozdziałów zostały nadane przez autora bloga.
ks. dr Leopold Otto
Pierwiastkowo zamierzałem obrobić całkowite dzieje zboru krakowskiego, rozpatrzywszy jednak materjały, z których czerpać można było, zmuszony jestem poprzestać na spisaniu urywków, które daj Boże, by się przyczynić mogły do spisania kiedyś całości. Źródła, z których czerpałem, są, oprócz historii Fryzego, Krasińskiego i Fischera: – Kronika zboru ewangelickiego Krakowskiego, przez ks. Wojciecha Węgierskiego, wydrukowana w Krakowie r. 1817 – i wypiski z Akt zborowych, o ile też akta istnieją.
Spis treści
- –1557: Od protoreformacji do zboru w Willi Decjusza
- 1557–1569: Od ogrodu przed Bramą Mikołajską do pierwszej szkoły zborowej
- 1569–1575: Od stałego kościoła do pierwszego tumultu
- 1575–1588: Od Synodu prowincjalnego do drugiego ataku na Brog
- 1588–1622: Od wakansu pastorskiego do nabożeństw w Lucjanowicach
- 1630–1651: Od śmierci Zygmunta III do uchwały sejmu 1650 r.
- 1651–1670: Od zarazy morowej po oblężenia Krakowa
- 1790–1811: Od zboru podgórskiego do korespondencji z superintendentem reformowanym
- 1811–1819: Od czasów Księstwa Warszawskiego do kościoła na ul. Grodzkiej
- 1819–1831: Od emisji akcji na rzecz renowacji do nowego nauczyciela w szkole
- 1831–1838: Od powołania konsystorza krajowego do zatargu zboru z pastorem
- 1838–1870: Od odnowy gmachów parafialnych do powołania drugiego pastora
–1557: Od protoreformacji do zboru w Willi Decjusza
W dziejach pojedynczego zboru, odbija się zwykle to, co się działo w całym kościele. Jak mały odłam skały, – świadczy o naturze całej epoki, – tak zbór, chociaż niewielki, zawiera w sobie ślady dziejów kościelnych. Prawda rzeczona znajduje stwierdzenie w dziejach ewangelickiego zboru krakowskiego. Co się z ewangelikami w całej polsce wydarzało, ich radości i cierpienia, ich wzrost i upadek, przyczyny pierwszego i drugiego, znajdujemy wiernie odbite w dziejach ewangelictwa krakowskiego. Zresztą, inaczej być nie mogło. Kraków, jako stolica, był sercem polski, – a gdy przestał być nią, gdy życie polityczne i siedziba królów została do Warszawy przeniesioną, – groby dawnych królów i dawne wspomnienia, zwracały jednak oczy wszystkich w strony Wawelu. Nadto, Kraków leżąc na drodze handlowej wiodącej ze środkowej Europy na aziatyckie szlaki, – a przedewszystkiem, posiadając starożytną i sławną akademję, musiał podobnie jak Gdańsk i Królewiec, szybciej jak reszta polski odbierać wrażenia tego, co się w Europie działo. Cóż dziwnego więc, że tak husytyzm, jak i usiłowania reformacyjne poczęte w niemczech przez Lutra, znajdywały wnet pochopnych ku ich przyjęciu? Wielu, chciałoby temu zaprzeczyć, chciałoby Kraków, ów Rzym polski, oczyścić z zarzutu herezji, lecz, cóż robić, historją można fałszować, lecz tego co się działo, nie podobna wyrzucić z przeszłości.
Prasa drukarska i stowarzyszenie kilku mężów uczonych, oto pierwsze zaczątki protestantyzmu w Krakowie, – prawda, że zaczątki te nie były czyste, owszem chorobliwe, ale zawsze były. Już roku 1504, a więc przed reformacją Lutra i Kalwina, wydrukowaną została w Krakowie książka: „O prawdziwem nabożeństwie i małżeństwie kapłanów”. Znać, było to echo z przebrzmiałego już od stu lat husytyzmu, był to głos, wołający o zmiany, nie stanowiące rzeczywistego powodu reformy kościoła, – lecz zawsze, kiedy głos ten mógł odezwać się w Krakowie, bez zaprzeczenia liczono na to, iż znajdą się uszy, które głosu tego posłuchają.
Stowarzyszenie mężów uczonych, zawiązał Franciszek Lizmanini, spowiednik królowej Bony, prowincjał zakonu Frańciszkańskiego, Doktor teologji. Urodzony w Korfu, przybywszy do Polski r. 1546, zabrał w Krakowie znajomość z Andrzejem Trzecieskim, znanym poetą i gorliwym zwolennikiem protestantyzmu. W domu Trzecieskiego zbierali się mężowie uczeni, jak Jędrzej Trzecieski, syn Jana, znakomity pisarz polityczny Jędrzej Frycz Modrzewski, Jakób Przyłuski, biegły prawnik; Adam Drzewiecki, kanonik krakowski, Jakób Uchański, późniejszy arcybiskup Gnieźnieński, franciszkanin, Stanisław z Opoczna, Wojciech Kozakowicz, litwin i Bernard Wojewódka, przysiężny krakowski, później przez księcia Mikołaja Radziwiłła powołany do Brześcia, gdzie wydrukował i wydał, wiele ksiąg protestanckich.
Kółko uczonych tych mężów, hołdowało zasadom humanizmu, a liczne dzieła reformatorów, mianowicie Kalwina i Lutra, były w ich rękach. Lecz, ludzie jako Uchański, a nawet sam Lizmanini, nie byli tego rodzaju, żeby prawda wypowiadana przez Lutra, mogła ich przejąć do głębi. Uchański, był człowiekiem światowym i pragnącym wyniesienia. Tacy nie mogą być reformatorami. Modrzewski, szukał prawdy, lecz łagodny umysł jego, nie był zdolnym przeprowadzić coś z siłą męża odważnego. Trzecieski, był za nadto humanistą, aby mógł prostodusznie przyjąć prawdy ewangelji; a Przyłuski, prawnik, równie jak Drzewiecki, chcieli postępu – tak, jak go chce i dziś wielu. Sam zaś Lizmanini, chciwy wiedzy, umysłu ruchliwego, gonił za nowością – i dla tego też, uwikłany został w błędy przeciwników Trójcy świętej (Socynianów).
Po wyjeździć Lizmaniniego, pojawił się na widowni krakowskiej Franciszek Stankar, powołany r. 1550 z Włoch, na profesora języka hebrajskiego, przy Akademji krakowskiej. Napisał on książeczkę o reformie kościoła (De reformatione ecclesiarum), która, zwróciła na siebie oczy wielu, ale niestety także i biskupa Samuela Maciejowskiego, gorliwego obrońcy papizmu. Stankar, za przyczynieniem się biskupa uwięziony, osadzony został na Lipowcu, zkąd umknął z pomocą swego famulusa, przeprowadzony przez Jędrzeja Trzecieskiego, do miasta Pinczowa. Niestety i Stankar, jak późniejsze dzieje życia jego świadczą, był socynianinem. Przebywając w Pińczowie w domu Oleśnickiego, występował Stankar gwałtownie w obronie zasad swoich. Umarł r. 1574 w Stobnicy.
Rozumie się samo przez się, że zasady socynianńskie, jako przeciwne dogmatowi o Bogu w Trójcy świętej, rozsiewane w Krakowie, nie pomagały do szerzenia się protestantyzmu, ale owszem bardzo mu szkodziły, bo przeciwnicy starali się wmówić w ludność, źe wszyscy protestanci są przeciwnikami chrztu i Trójcy św. Mimo to jednak, lubo wśród wielkich trudności i zwolna, ewangelja zyskiwała w Krakowie zwolenników, a pomoc duchowną łaknącym duszom, nieśli kaznodzieje przybywający często do stolicy z panami, którzy po dworach służbę bożą odprawiali. Takiemi panami, zaopatrującemi Kraków strawą duchowną przez kaznodziejów swoich, byli: Stanisław Lasocki, podkomorzy Łęczycki, Stanisław Stadnicki z Niedźwiedzia i Jan Bonar, kasztelan Biecki. Następnie, w r. 1552, w Woli Justowej, miewał często kazania ksiądz Grzegorz Pauli z Brzezin, dokąd, jak opowiada Węgierski: „Ewangelicy z wielką gorliwością pieszo, tak we złą, jako i w dobrą drogę, kupami znacznemi z Krakowa się zchadzali, nic nie dbając na strachy i na despekty, które im często w drodze, za poduszczeniem duchowieństwa wyrządzano.”
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/5
1557–1569: Od ogrodu przed Bramą Mikołajską do pierwszej szkoły zborowej
Rok 1557, był dla ewangelików krakowskich nader szczęśliwym, albowiem Jan Bonar, wielkorządzca zamku krakowskiego i kasztelan Biedski, podarował ku odbywaniu nabożeństw miejsce, w ogrodzie swym położonym przed bramą Mikołajowską*) a Marcin Chełmski, chorąży krakowski, miejsce pogrzebowe w Chełmnie, przez katolików, a mianowicie pospólstwo nauczone przez Jezuitów, przezwane Psią górą. Nazwa ta daje miarę, jakie pojęcie o ewangelikach wpajano w ciemny i nieświadomy prawdy lud pospolity.
*) Wzmianka o rzeczonych nabożeństwach znajduje się: w Klejnocie miasta krakowskiego, albo Kościół Piotra Hiacynta Pruscza. Str. 72.
Ponieważ ewangielicy zyskali stałe miejsce na nabożeństwa, trzeba było pomyśleć i o stałym kaznodziei. Otóż Synod Pinczowski wyznaczył na pasterza zboru krakowskiego księdza Grzegorza Paulego z Brzezin, a na katechetę, Stanisława Wiśniowskiego. Pierwszy, objął swe obowiązki 17. sierpnia, drugi, 18. października wyżej wzmiankowanego roku. Nadto, ponieważ między krakowskiemi mieszczanami, znajdowała się gromadka niemców, polscy zborownicy, pamiętni zadania, jakie postawiła sobie reformacja, ku zawstydzeniu nowoczesnych germanizatorów, żądnych użycia nawet kościoła jako środka pomocniczego w szerzeniu niemczyzny, – postarali się, aby i ich współwyznawcy nie umiejący po polsku, mieli sobie opowiadane słowo boże i powołali na kaznodzieję niemieckiego, księdza Daniela Szlązaka (r. 1558).
Wspaniały i pouczający dla przyszłości widok przedstawiał w pierwszych latach istnienia swego zbór krakowski. Na nabożeństwach, szlachta, mieszczanie, oraz ludzie rozmaitego rzemiosła, złączeni w jedną gromadkę, chwalili Pana w miłości. Gdy szło o zaspokojenie potrzeb zborowych, mieszczanie współzawodniczyli ze szlachtą, a w naradach dotyczących krakowskiego zboru, brały udział wszystkie stany bez różnicy. Była to więc prorocza wskazówka, jak zbawienne społeczne przemiany byłyby w łonie Rzeczypospolitej zaszły, gdyby reformacja swobodnie krzewić się mogła.
Lecz, niezbadane są drogi Pańskie, a duch zły zawsze czycha by szkodę przynieść Winnicy Chrystusowej. W spokojny i rozkwitający zbór krakowski, w ten zbór, co jak młodziutka roślina potrzebował słońca, ciszy i zdrowej rosy, wniesiono chorobę niedowiarstwa. Roku 1558, przybył do Krakowa, Blandrata, Doktór medycyny, z miasteczka Saluzzo w Piemoncie. Blandrata, uszedłszy z Włoch do Szwajcarji, za przybyciem do Krakowa, znalazł tu Piotra Gonezjusza i Leliusza Socyna, z któremi związawszy się, począł wichrzyć w zborze krakowskim. Nader trafnie o szkodliwej trójce tej, pisze Węgierski: „Ci tedy biegunowie, którzy dla błędów swoich miejsca nikędy nie mieli do Polski się dostawszy, subtelnemi rozumkami i włoskiemi subtelnościami na proste naszych Polaków głowy napadłszy, wiele ich zbałamucili, i od drogi prostej a szczerej ewangelji Pańskiej Jezusowej do błędów arjańskich albo socyańskich skłonili, i tak w ten czas, kiedy najwięcej górę brała światłość ewangelji świętej, zahamowali, ale też, czego się Boże pożal, ruinę i zgubę wielką kościołowi Bożemu przynieśli.”
Słuszne i prawdziwe są słowa Węgierskiego, włoskie nauki albowiem musiały zniweczyć reformację w Polsce, odstręczając od niej wszystkie umysły poważne i bojaźnią bożą przejęte. Czegóż to albowiem nauczał Socyn? Leliusz Socyn, znakomity prawnik, rodem z Sienny, przyszedłszy do przekonania, że nie wszystko jest prawdą czemu każe wierzyć kościół rzymski, począł rzymskie dogmata badać, jeden po drugim obalać i jako prawnik, skłonny do przewrotnych rozumowań, wyrobił w sobie przekonanie, że tylko razum człowieka, może być sędzią w sprawach religji i sumienia. Nie jasne pojęcia Leljusza, uporządkował i w pewien system ułożył synowiec jego Faustyn Socyn, który umarł w Łucławicach (r. 1604). Socynianizm naucza: że jedynem źródłem prawdy zbawiającej, jest Pismo święte, lecz zaraz dodaje: Pismo święte nie może zawierać w sobie niczego, coby się zdrowemu, ludzkiemu rozumowi sprzeciwiało. Dogmat o Bogu w trzech osobach, jako nierozumny, odrzuca się, gdyż Bóg, jest jedną osobą tylko. Chrystus, nie jest Bogiem, ale jedynie człowiekiem, wyposażonym boskiemi przymiotami, i w nagrodę swej wierności ustanowionym sędzią żywych i umarłych. Duch święty, jest siłą duchową z Boga wychodzącą. Zbawienie dokonane przez Chrystusa, polega na tem, iż Jezus w nauce i życiu swem, wskazał nam drogę wiodącą do poprawy. Wstępujących na tę drogę, nagradza Bóg odpuszczeniem grzechów i żywotem wiecznym, bo Chrystus nie umarł za grzechy nasze, lecz na stwierdzenie swej nauki. Sakramenta, są starodawnemi obrzędami, które bez szkody kościoła mogłyby być zarzucone. Człowiek sam się poprawia, a grzechu pierworodnego nie ma, bo, jakkolwiek prawdą jest, że pierwszy człowiek upadł, skutki tego upadku o tyle tylko są widoczne, iż widomą jest w ludziach skłonność do złego, lecz, skłonność ta, nie jest kary godną.
Sucha i pogmatwana ta nauka, nie mogła uiść zarzutu bezbożności, nie mogła zaspokoić skołatanych i zasmuconych serc, a dogadzając ludzkim namiętnościom, pociągała do siebie tylko umysły ruchliwe i pyszne, rozważne zaś i pragnące pokoju bożego, napełniała odrazą.
Pierwszym, który w zborze krakowskim dał się obałamucić Blandracie, był ksiądz Pauli. Smutna i żałosna to rzecz, gdy pasterz zbłądzi, bo kłamstwo z kazalnicy rozsiewane, zawsze najzgubniejsze za sobą pociąga skutki, łatwo albowiem obałamuca prostaczków. Znać, że nie odrazu poznano się na fałszach Paulego, gdyż nauczał tak bez przeszkody przez trzy lata. Dopiero roku 1561, kiedy z okoliczności pogrzebu nagle zmarłego kasztelana Bonara, zjechało się do Krakowa liczniej duchowieństwo ewangelickie, znać skutkiem zaniesionych skarg, księża, Stanisław Sarnicki, pastor z Niedźwiedzia, Jakób Sylwiusz i Paweł Pilowski, senior Zatorskiego dystryktu, w obec licznej szlachty i duchowieństwa, wytknęli i udowodnili Paulemu socyniańskie jego błędy. Pauli, został z urzędu złożony, a starownictwo dusz, poruczono tymczasem katechecie Wiśniowskiemu. Nie był to wybór szczęśliwy, albowiem i Wiśniowski skłaniał się do socynianizmu. Od czasu do czasu, osieroconemu zborowi, opowiadali słowo boże i udzielali Sakramentu, Sarnicki i Sylwiusz.
Tymczasowość taka, trwała rok prawie, i gdy się przekonano, że Pauli trwa w błędach swych, powołano 1562 r. Szymona Zacyusza, podlaskiego Superintendenta.
Zacyusz, od miejsca swego urodzenia, zwany także Szymonem z Proszowic, mąż poważny i uczony, był kalwinem. Widać więc, że w owym czasie, zbór krakowski nie miał wybitnego charakteru konfesyjnego. Było to złe, lecz złe nie uniknione, bo gdzie się w Polsce znalazła gromadka ewangelików, gdy szło o zawiązanie zboru, ewangelicy augsburskiego i helweckicgo wyznania łączyli się z sobą i powoływali pierwszego lepszego księdza, bez względu, czy był augsburczykiem czy helwetczykiem, bo tak do zbytku nic było naówczas księży ewangelickich w Polsce. Tak się stało i w zborze krakowskim.
Zacyusz, pobierał nauki na akademji krakowskiej, a około roku 1556 powołany do Wilna, przez Mikołaja czarnego, Radziwiłła, zajął się uorganizowanicm kościoła helweckiego na Litwie i zwołał do Wilna pierwszy synod r. 1557. Silnie opierał się dążeniom arjańskim Gonezjusza i Czechowicza, lecz w końcu znużony walką, przeniósł się na Podlasie, gdzie pełnił obowiązki seniora dystryktowego. Widocznem jest, że niebezpieczeństwa, które zagroziły zborowi krakowskiemu z powodu nauk socyniańskich, spowodowały powołanie Zacyusza, jako znanego z gorliwości, nauki i doświadczenia *).
*) Zacyusz napisał: Wyznanie zboru Wileńskiego, Brześć Litew ski 1559. — Akta tho jest sprawy soboru krześciańskiogo wileńskiego, które sio poczęli roku Pańskiego 1667 miesiąca Decembra. Brześć litewski 1559. — Confesio fidei Ecclesiae Vilnensis contra exurgentes Anabaptlstas. Brześć Litewski 1559.
Za jego to czasów, bo około roku 1565, celem dogodzenia licznym żądaniom, z ogrodu Bonarowego, przeniesiony został dom boży i odprawianie nabożeństw, do obszernego dworu, wynajętego od Tęczyńskich.
Ewangelicy, gdziekolwiek byli, obok kościoła, zaraz i o szkole myśleli. Nie mogło być inaczej i w Krakowie, jakoż, już między 1565— 67 rokiem, znajdują się ślady ewangelickiej, zborowej szkoły krakowskiej. Pierwszym jak się zdaje rektorem tej szkoły, był Jan Tanaudiusz, rodem francuz, człowiek zacny i uczony, a pomocnikami jego, Bartłomiej Rzeczyca i Wawrzyniec Rybka. W szkole tej, jak we wszystkich szkołach podobnych zakładanych przez ewangelików, obok elementarnych początków, uczono także i tak zwanych nauk humanitarnych, to jest, łaciny, greckiego, niektórych wiadomości z historji i cokolwiek nauk matematycznych i filozoficznych.
Dowodem szerzenia się i wzmagania ewangelictwa w Krakowie, były częste przenosiny Domu modlitwy z miejsca na miejsce. Oto roku 1568, odprawiano nabożeństwa w kamienicy Tarły, wojewody Lubelskiego, najetej od Karola Sedera. Że niedogodność tak częstych przenosin, ciężko musiała leżeć na sercach ewangelików, i że pilnie a gorliwie starano się położyć koniec tak niedogodnej tymczasowości, dowodzą tego następujące słowa Węgierskiego: „W takowych tedy częstych odmianach, gdy się z miejsca na miejsce zgromadzenia i nabożeństwa wiernych Pańskich przenosiły, poczęli panowie starsi zboru krakowskiego zamyśliwać, około tego radzić: jakoby więcej nie najmując, pewne miejsce i kamienicę wiecznością kupili, i z niej zbór erygowali, także, aby ogród pogrzebowy murem ogrodzili i obmurowali. Konsultując tedy o tym i naradzając się z Ich Mościami niektóremi stanu szlacheckiego, tegoż zboru krakowskiego auditorami, gdy consens wszystkich na to zgodny stanął, zaraz viritim, albo każdy z osobna tak z szlacheckiego jako i z miejskiego stanu, kollektę na kupienie kamienicy zborowej i szkoły sposobnej szczodrobliwie czynili, do której, wiedząc, jakby wiele na zborze krakowskim, wszystkim ewangelikom zależało, i insi, odleglejsi i kościoła bożego gorliwi patronowie ochotnie się przykładali. Niezdrożnie uczynię, gdy tu dla potomnej pamiątki, a drugim dla przykładu podobnej szczodrobliwości, imiona tych, którzy się na tę kolektę naprzód r. 1568, potym r. 1570 składali, przypomnę, i wyliczę, które te są: Marcin Zborowski, przedtym wojewoda kaliski, potym kasztelan krakowski, na szkołę 1000 zł.; Stanisław Myszkowski, wojewoda krakowski, 500 złot.; Dembowski, podsędek krakowski, 10 zł.; Marcin Przyłęcki, sędzia krakowski, 12 złot.; Palczowski, podstarości krakowski, 10 złot.; Justyna, (zapewne Bonarowa, przyp. Redakcji), wielkorządczynia krakowska, 10 złot.; Jakub Myszkowski, burgrabia krakowski, 15 złot.; Anna Piłecka, kasztelanka chełmska, na szkołę 500 złot.; Piotr Zborowski, wojewoda Sandomirski, 120 zł.; Stanisław Płaza, starosta Ojcowski. 116 zlot.; Zygmunt Myszkowski, starosta Oświęcimski, 60 złot.; Pan Żupnik, przez Doktora Rozankę, 150 złot.; pani Chełmska w Sendomierzu, 100 złot.; p. Bonarowa, kasztelanka Sałęska, 100 zł.; p. Bethmanowa Osiecka, 100 złot.; p. Wielkorządczyni krakowska, 38 złot.; Jurek z Łabiszyna Latalski, wojewoda poznański, 9 złot.; Stanisław Karmiński Iwan, z Alexandrowic, 16 złot.; Jan Zebrzydowski, z Zebrzydowic, 15 zł.; Pieniążek, sędzia, 10 złot.; Raczkowski, burgrabia, 6 złot.; Stanisław Goworek, 10 złot.; Stanisław Garnisz, podczaszy krakowski, 5 złot.; Andrzej Bonar, 5 złot.; Eustachy Gnojeński, podstarości Nowomiejski, 11 złot.; Pani Szpinkowa, 5 złot.; Gutteter Doktór, 100 złot.; Zygmunt Gutteter, 50 złot.; Stanisław Gutteter, 11 złot.; August Gutteter, 16 złot.; Jurek Węgrzyn, złotny z Grodzkiej ulicy, 200 złot.; Balcer Raczka, 200 złot.; Woltin, złotnik królewski, 56 złot.; Jan von Zam, 50 złot.; Piotr Fugelweder, 11 złot.; Walerian Pernus, 44 złot.; Andrzej Fugelweder, 16 złot. 15 gr .; Doktór Rozanka, 16 złot. 16 gr.; Jan Raup, 11 złot.; Stanisławowa Gutteterowa, 22 złot.; Daniel, Rajca krakowski, 11 złot.; Stanisław Frizer, 11 złot.; pan pisarz Wielicki, 5 złot.; Szczesna, burmistrzowa, 10 złot.; Krysztof Trecy, 4 złot. 12 g r.; pani Cerasinowa, 8 złot.; Stanisławowa Gelbernowa, 11 złot.; pan Wojt Garbarski, 6 złot. 18 gr.; Matis Rychter, 10 złot.; panie Urlemusowa i Hieronimowa Borowa, 10 złot.; Matis Wierzbita, 11 złot.; Piotr Remi, 6 złot. 18 gr.; pan Włodzisławski, 6 złot.; Antoni Walman, 2 złot. 6 gr.; pani Justowa Diczowa, 5 złot.; Jan Barszcz, 2 złot. 6 gr.; Stanisław Eichler, doktor, 2 złot. 6 gr.; pan Konczyski z Bochni, 2 złot. 6 gr.; Lorenc Krammer, 3 złot.; pan pisarz z Bochni, 3 złot. 9 gr.; Stanisław Drezner, 3 złot.; Wincenty Merten, 3 złot. 9 gr.; Henryk Holt, 3 złot. 9 gr.; Rathowski, 3 złot. 9 gr.; Zawadzki, 3 złot. 9 gr.; Franc Richlik, 4 złot. 28 gr.; pani Simonowa, puszkarka, 2 złot. 6 gr.; Randek, 1 złot. 15 gr., – razem 3896 złot. 17 gr.”
Może kto powie: po co ta litanja nazwisk? Dla nas, litanja ta jest nader wymowną, bo świadczy: że zbór krakowski, jest kością z polskiej kości, że ewangelja pobudzała do pięknego współzawodnictwa szlachtę z mieszczaństwem; że niewiasty żywy udział brały w sprawach kościelnych; że było między ewangelikami wielkie poczucie znaczenia szkoły i znaczenia wśród polskich ziem zboru krakowskiego; że miłość chrześcijańska, na roścież otwierała serca i szkatuły. Dalej, patrząc na ową litanję nazwisk, pytamy: gdzie i czem są potomkowie pierwszych dobroczyńców zboru krakowskiego i czy zbór dzisiejszy pamięta z czyjej krwi, z czyich darów, z jakiego wyrósł korzenia?
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/7
1569–1575: Od stałego kościoła do pierwszego tumultu
Zborownicy krakowscy krzątając się pilnie około dobra powszechnego, zyskali dnia 8. sierpnia 1569 od sławnej pamięci króla Zygmunta Augusta przywilej na cmentarz, który urządzono w ogrodzie Zajfredowskim zwanym, za bramą św. Mikołaja, nie daleko strzelnicy leżącym, równie jak i na budowanie szkoły i szpitala.
Tymczasem, ofiary ze składek i zapisów dobrowolnych rosnąc coraz bardziej, spowodowały Starszych zboru do stanowczego kroku. Postanowiono raz mieć własny kościół i w tym celu, zapożyczywszy się u obcych i swoich, kupiono r. 1570, kamienicę, przy ulicy św. Jana, Brogiem zwaną. Aby mogła odpowiedzieć przeznaczeniu swemu, przemurowano ją wewnątrz i urządzono w mój dom Boży, pod wezwaniem Trójcy św. Wypadek ten był wielce ważnym, zwłaszcza, że król Zygmunt August, na sejmie Warszawskim r. 1572 dnia 2. maja, podpisał przywilej warujący ewangelikom krakowskim prawo posiadania domu bożego, wolność wyznania i zalecił wszelkim władzom miejscowym opiekę nad nimi. Kronika Węgierskiego mianuje między tamtoczesnemi starszemi ze stanu rycerskiego: Jana z Zebrzydowic Zebrzydowskiego i Stanisława Iwana Karmińskiego z Aleksandrowic, z mieszczan zaś: Daniela Chroberskiego i Zygmunta Guttetera, rajców krakowskich, oraz Krysztofa Trecego męża uczonego, który wraz z Kurtzbachem wydał w tłómaczcniu niemieckiem Postylę Grzegorza z Żarnowca, Macieja Wierzbiętę ławnika i sławnego drukarza krakowskiego, Caesarego, Piotra Franiusza, Dresnera i Valtina Prasoł.
Taż kronika miedzy innemi pisze: „Dyakonów tóż pięciu obrano, z których pierwszy był wójt Garbarski i inszy.” Wzmianka ta jest nader ważną, wskazuje albowiem o ile ewangelickie zbory polskie starały się dorównać pierwowzorom apostolskim i wyprzedziły dzisiejsze czasy, w których zaczynają myśleć gdzie niegdzie o dyakonacie nowo testamentowym. Oczywistą jest albowiem rzeczą, że kiedy na dyakona powołano wójta, szło tu rzeczywiście o dyakonat którego staraniem miało być pielęgnowanie chorych, ubogich, więźniów i sierot.
Drugim ważnym objawem odnoszącym się do wewnętrznego i duchowego życia zboru krakowskiego, jest udział jeg o w Generalnym Synodzie Sandomirskim z dnia 14. kwietnia 1570, na którym podpisano Consens, czyli ugodę wyznaniową Sandomirską między członkami kościoła augsburskiego, helweckiego i braćmi czeskiemi. U dział w naradach brali: Stanisław Myszkowski, wojewoda Krakowski, Piotr Zborowski, Stanisław Iwan Kamiński, Senjor Zboru i Dystryktu Krakowskiego, oraz Senjorowie zborowi: Daniel Chroberski, burmistrz Krakowski, Krysztof Trecy i Stanisław Rozanka, także burmistrz Krakowski. Uchwałę Sandomierską, przyjął i zatwierdził Synod Generalny, który się odbył w Krakowie, dnia 29. września r. 1573, na którym to synodzie był obecny Jan Firlej, wojewoda i starosta Krakowski, marszałek wielki koronny.
W latach 1570-73, obowiązki pasterskie spełniali w zborze Krakowskim: ksiądz Andrzej Prażmowski, Paweł Gilowski, brat jego Piotr, katecheta i kaznodzieja, oraz niemiecki ksiądz Jahn.
Andrzej Prażmowski, niegdyś wikarjusz przy katolickim kościele św. Jana w Poznaniu, przyjąwszy naukę Kalwina, opuścił Poznań i udawszy się do Kujaw, sprawował obowiązki pasterskie w Radziejowie. Przeznaczony na pastora Krakowskiego i Superintendenta Dystryktu Krakowskiego r. 1570, niedługo sprawował obowiązki swe duchowne, powołany albowiem przez Radziejowian do powrotu, opuścił Kraków i więcej nie wrócił. Prażmowski, był mężem uczonym i napisał a wydrukował następujące rozprawy: Rozmowa Jezuitów Poznańskich, którą mieli z księdzem A. Prażmowskim, o małżeństwie i bezżeństwie kapłańskim; Kwestja o kościele Bożym, iż błądzić nie może, w Królewcu 1585 r. – De Ministerio sacro Matr. Buceri, Polonice translatus; Admonitio de dispensionibus Ecclesiae; De Petri et Romani Pontificis principatu XL. questiones latine; – Ad calumnias Andr. Pliscii Kraszewski sacerdotis responsio, polonice; – Katechizm Heidelbergski. Prażmowski umarł 13. marca 1592 r.
Paweł Gilowski powołany po Prażmowskim, czwarty pasterz zboru Krakowskiego, należy do znakomitych teologów swego czasu. Urodzony w Krakowie r. 1534, ukończywszy akademję, poznał światło prawd ewangelicznych z ust wielkiego mówcy i dzielnego obrońcy ewangelictwa „Grzegorza z Żarnowca Koszarskiego.” Pełniąc obowiązki kaznodziei domowego u Piotra Zborowskiego wojewody Krakowskiego, od r. 1573, pełnił zastępczo obowiązki pasterza zboru Krakowskiego. Brał udział w Synodach: Krakowskim r. 1563, Sandomirskim 1570, drugim Krakowskim r. 1579 i Piotrkowskim r. 1579. Z Krakowa, przeniósł się Gilowski do Łańcuta na Ruś czerwoną i tamże jako pasterz Łańcuckiego zboru, umarł r. 1595. Z dzieł tego uczonego męża, pozostał: Wykład katechizmu kościoła chrześcijańskiego, drukowany w Krakowie r. 1579; – Odprawa przeciwko jadowitym potwarzom Marcina Czechowicza, które wypuścił na wykład katechizmu ks. Pawła Gilowskiego, drukowane po śmierci Gilowskiego w Zajncach r. 1605 i Traktat albo krótkie kazanie o wierze prawdziwej chrześcijańskiej. Nad to, Gilowski należał do redakcji Postyli Grzegorza z Żarnowca, i część trzecią opatrzył przedmową, a nakoniec w Krakowie r. 1583, wydał uzupełnienie Grzegorza, pod następującym tytułem: „Postylle krześciańskie część czwarta, w której są kazania na epistoły doroczne tak niedzielne, jako też i na dni świętych, bardzo czasowi dzisiejszemu a potrzebie zbawiennej użyteczne.
Z tego, cośmy o kaznodziejach zboru Krakowskiego w epoce o której mówimy wspomnieli, widać, że ewangelicy świadomi wysokiego znaczenia kościoła ewangelickiego w Krakowie, przeznaczali doń mężów znakomitych nauką i wymową, a było to wielce pożytecznie i mądrze, w mieście albowiem takiem jak Kraków, gdzie przebywało wielkie mnóstwo księży katolickich, należało mieć duchownych, którzyby godnie przedstawiali ewangelictwo. Że Prażmowski i Gilowski, nie długo zostawali w Krakowie, powodem tego był brak księży ewangelickich i ciągłe ich powoływanie z miejsca na miejsce celem obrony ewangelji. Bo że ewangelicy bronić się musieli, rozumie się samo przez się: gdzie jest reformacja, wyradza się i przeciw reformacja. Lecz, dzięki Bogu, dotąd walka toczyła się li na polu kościelnem i walczono orężem ducha, słowem. Miały jednak przyjść inne czasy. Rok 1574, stał się rokiem smutku i żałoby, gdyż 22. lutego, pochowane zostały śmiertelne szczątki ostatniego z domu Jagellonów, króla Zygmunta Augusta. Prawem wyboru, powołano na osierocony tron, Henryka, z domu Walezjuszów francuzkich, znanych z fanatyzmu i nieudolności. Nowy król, wachał się zaprzysiądz zawartą w pactach wolność wyznań i tylko stanowczo wystąpienie wojewody Krakowskiego i marszałka wielkiego koronnego Firleja, zmusiło króla do złożenia przysięgi. Samo jednak wachanie się Henryka, poświadcza, iż zaczęło podnosić w kraju głowę stronnictwo przeciwne wolności wyznań. Stronnictwo to, wszędzie i po wszystkie czasy jest jednakie. Obco miłości chrześcijańskiej, chciwe nieograniczonej władzy, gotowe poświęcić swym zachciankom szczęście i pokój kraju, – działa zawsze w skrytości i posługuje się tłumem, ślepym, nieświadomym prawdy, łatwo zapalającym się namiętnością. Otóż i w Krakowie straszne to stronnictwo, które niezliczone klęski sprowadziło na Polskę i jest główną przyczyną jej upadku, rozwinęło swą działalność. Owoce tej działalności tak opisuje Węgierski:
„Lecz, rzecz żałosna, nie długo się cieszył pożądanym tym i od królów Polskich uprzywilejowanym pokojem zbór Krakowski. Był jako sól w oczach nieprzyjaciół zbawiennej prawdy Bożej. Tegoż bowiem roku 1574, dnia 10. października pod czas drugiego Interregnum (bezkrólewia) po królu Zygmuncie Auguście, gdy król Henryk, ledwie przez ćwierć roku królując, z Polski był do Francji ujechał, a Piotr Zborowski dopiero też był świeżo po śmierci Jana Firleja wojewody Krakowskiego marszałka koronnego na województwo Krakowskie nastąpił. W takowym Rzeczypospolitą zamieszaniu pogodę upatrzywszy, wyuzdane na wszystko złe studentów i do nich się wielkim tłumem przywięzujących hultajów swawoleństwo, za poduszczeniem księży, rozruch i wielki tumult w Krakowie mieście uczyniwszy, takim impetem i żarliwością na zbór uderzyło, że począwszy w niedzielę o dwunastej godzinie w nocy i we dnie aż do wtorku, na zbór szturmowali, łamiąc naczyniem mularskiem drzwi żelazne, i kraty z muru wielką siłą dobywając. Nakoniec, gwałtem wielkim dobywszy się do zboru, wszystko zarazem złośliwą hultajstwa onego ręką popsowano, piętro rozwalono, porąbano, kramy i sklepy wyłupano, szlachcie i różnym panom którzy tam depozyty swoje od złota, srebra, szat, pieniędzy mieli, wszystko pobrano i porabowano, tak że ta rapina (rabunek) z inszemi uczynionemi szkodami, rachowana była na sto tysięcy złotych. Takowej furji i insolencji, winnemi byli rajcy Krakowscy, którzy, czy ratunku dać nie chcąc, czy nie śmiejąc, przez szpary patrzyli. Z zamku też pan Stanisław Malczewski, podstarości Krakowski, ewangelik, z piechotą zamkową przyjść i przybyć nie śmiał, obawiając się jakiej zdrady, aby się podczas interregnum, do zamku hultajstwo nic werwało, bo to snadź na to było narychtowano, aby podczas tego tumultu, Caesariani (cesarscy, to jest rakuszanie) zamek ubiedz mogli. Pod ten czas albowiem interregni albo odjazdu króla Henryka do Francji, gdy Rzeczpospolita o elekcji nowego króla konsultuje, jedni Maksymiljana cesarza, drudzy zaś, a między nimi Piotr Zborowski wojewoda Krakowski i inni Zborowscy, Stefana, księcia Siedmiogrodzkiego afektowali i na Królestwo forytowali. O który pomieniony tumult, zboru zburzenie i tak wielu dóbr rozszarpanie, gdy od szlachty i mieszczan uszkodzonych przed JMP. Piotrem ze Zborowa Zborowskim, wojewodą Krakowskim, skarga była przedłożona, pięciu mularczyków i ciesielczyków którzy między studentami z inszymi hultajami burzyli, pojmawszy i lica przy nich znalazłszy, dnia 12. października przed ratuszem Krakowskim ścięto; a co winniejsi na stronę się schronili i uszli, zewlokłszy guńki, w które się byli poubierali, wtenczas, kiedy zbór burzyli i plondrowali. W tej sprawie zburzenia zboru, protestacja czyniona była od szlachty Województwa Krakowskiego i rozesłana była po wszystkich Województwach. Ale iż króla w Polsce nie było, w zamieszaniu takowem, mało co się dobrego sprawić mogło.”
Przytoczono tu słowa Węgierskiego, ewangelickiego księdza, jasnym i nie zbitym są dowodem, że nigdy protestantom polskim nie przyszło na myśl, za doznane krzywdy obwiniać naród. Krzyki zaś i pisaniny tych, którzy chcieliby z wypadków Krakowskich, Poznańskich i Toruńskich udowodnić nietolerancję polską, są wierutnym i umyślnym fałszem. Naród nic był nigdy fanatycznym, gdyby albowiem tak było, zaburzenia Krakowskie, znalazłyby echo w całym kraju. Lecz, powtarzamy, smutne i godne pożałowania zaburzenia Krakowskie, były sprawą stronnictwa, które po całej Europie wichrzyło przeciw innowiercom, stronnictwa, które wylawszy we Francji i Niemczech strumienie krwi, w Polsce, znalazło popleczników tylko między niedojrzałą młodzieżą, ludźmi ciasnego serca i twardej głowy, oraz między chałastrą uliczną.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/8
1575–1588: Od Synodu prowincjalnego do drugiego ataku na Brog
Mimo doznanych klęsk, zborownicy Krakowscy zagrzani miłością, wzięli się do naprawy około zrujnowanego domu kościelnego, i uskutecznili poczęte dzieło tak szybko, iż roku 1575, dnia 13. marca, mogło się odbyć zebranie Synodu prowincjonalnego. Na Synodzie tym uchwalono ustawy, mające na celu wewnętrzną organizację zborową, a mianowicie między innemi: 1) Aby mieszczanie nic nowego nie postanawiali w zborze Krakowskim, w sprawach i porządkach zborowych, tak odnośnie do pastorów jak i nauczycieli szkoły, bez poprzedniego porozumienia się z bracią szlachtą, a zwłaszcza, z Senjorami dystryktowemu. 2) Aby mieli rejestra składek kościelnych tak ofiarowywanych na płacę pastorów, jak i na szkołę, szpital i dom zborowy, a to celem złożenia rachunków synodowi. 3) Aby ministerjum sprawował jeden z pastorów, naznaczony ku temu przez Synod generalny, drugi zaś pastor aby jego pomocnikiem był i w razie nie obecności, zastępcą. 4) Aby pastor niemiecki utrzymywany był tylko dla tych, którzy po polsku nie rozumieją; ci zaś którzy rozumieją, aby się od zboru polskiego nic odstrychali. Nadto zastrzeżono, aby nabożeństwa niemieckie odbywały się bez uszczerbku polskich. 5) Postanowiono, aby każdy zborownik na niedzielne nabożeństwo uczęszczał regularnie, dopełniając uczynków miłosierdzia i brał udział we Wieczerzy Pańskiej. 6) Aby karność kościelną ściśle przestrzegano, a ludzi rozpustnych, kłutników i sekciarzy z społeczności zborowej oddalano. 7) Aby Komunję świętą i śluby dawano tylko w kościele, a wyjątki aby dopuszczane były tylko w prawdziwie ważnych wypadkach. 8) Aby każdy zborownik dawał składki na zaspokojenie potrzeb kościelnych i szkólnych. 9) Aby szkołę zborową wizytowali w czasach oznaczonych pastorowie i senjorowie dystryktowi. 10) Aby drukarze zborowi nie drukowali żadnych ksiąg teologicznych bez zezwolenia starszych ministrów dystryktu. 11) Aby kobiety, pomnąc na upomnienie apostolskie, przychodząc na nabożeństwo, odziewały się skromnie i bez wszelkiego zbytku.
Uchwały powyższe przytoczyliśmy w całości, aby pokazać, że w Polsce, ewangelicy przed trzysta z górą laty, mieli już urządzenia kościelne takie, do jakich mniej więcej zmierzało i zmierza ustawodawstwo kościelne w Niemczech.
W ogóle, zbór Krakowski, odznaczał się wielką skrzętnością w sprawach zborowych. Ustanowiono zbierać corocznie trzy kolekty: ogólną, na kupienie placu i budowanie szpitala; kwartalną, na utrzymanie pastorów; i roczną na Boże narodzenie, na opatrzenie katechety, dyakona i dwóch lektorów. Lecz, te organiczne prace przerywały napaści zewnętrzne. Tegoż samego roku, w którym się odbył Synod prowincjonalny, dnia 16. czerwca, studenci Krakowscy napadli na cmentarz ewangelicki i zburzyli nie tylko ogrodzenie, ale i liczno groby, a między innemi, grób Stanisława Myszkowskiego, wojewody Krakowskiego. Toż samo powtórzyło się r. 1577, tak na cmentarzu jak i przy pogrzebie jakiejś białogłowy, którą wyrzucono z trumny, włóczono po mieście i nakoniec wrzócono do Wisły.
Panowanie Stefana Batorego, uciszyło rozruchy i zbór Krakowski używał przez lat kilka pokoju.
Służbę bożą, polecono pełnić r. 1586 księdzu Danielowi Bieleńskiemu, który wyrzekłszy się błędów arjańskich, wrócił na łono kościoła ewangelickiego; na niemieckiego kaznodzieję naznaczono księdza Jakóba Wolffiusza, a pomocnikiem, został ks. Sobastjan Strykowski. Nadto, tegoż roku, wybrano starszych zborowych i spisano inwentarz.
Inwentarz ten, jako świadczący czem był na ów czas zbór Krakowski, zamieszczamy w całości z Węgierskiego:
\1) „Kamienica na ulicy św. Jana, Brog zwana z kolekt różnych osób szlacheckich i miejskich na zboru erekcją kupiona, w której się nabożeństwa odprawują, i munimenta, albo zapisy, na tę kamienicę uczynione.
\2) Kamienica druga, na ulicy św. Jana, i trzecia, na Brackiej ulicy, zborowi Krakowskiemu od JMP. Stanisława Płazy starosty Ojcowskiego zapisana, także na czwartej kamienicy pana Jana Pernesa, odkup 300 złotych od tegoż JMC. pana Płazy logowanych.
\3) Ogród pogrzebowy, od pobożnej pamięci pana Wyrusama i małżonki jego, w 1000 czerwonych złotych zapisany.
\4) Z różnych legatów zebrana suma 880 złotych, JMC. pani Myszkowskiej wojewodzinie Krakowskiej pożyczona na fanty złote i srebrne, od której prowizja dochodzi.
\5) U JMC. Państwa Krupków z Moykowic, suma 300 złotych pożyczona, od której prowizja 24 złotych.
\6) Przywielei króla Henryka na ogród pogrzebowy: item, kopia przywileju na dom zborowy i Ordynacja de pace conservanda in civitate Cracoviensi, króla Stefana, które w skrzynce zborowej złożone zostają. Przywilej na dom zborowy, z podpisem i pieczęcią króla Henryka i JMC. Pana wojewody Sandomierskiego. Przywileje zaś króla Zygmunta Augusta u pana Stanisława Karmińskiego, senjora zboru Krakowskiego ze stanu rycerskiego, zostawają.
\7) Kielich srebrny pozłacany; pieczęć zborowa, drzwi mosiężne, lichtarze mosiądzowe zawiesiste dwa, i lichtarz mosiądzowy na kazalnicę; obrus, serwet dwie.”
Śmierć króla Stefana i bezkrólewie, ośmieliło znów rozpustnych i było wielce na rękę Jezuitom. Jakoż roku 1587 dnia 8. maja, w święto Wniebowstąpienia Chrystusowego, studenci wraz z drążnikami, słodownikami (piwowarami) i ślosarzami, napadli na Brog, i dobijając się przez noc całą, po wyłamaniu drzwi i krat dostali się wewnątrz, a poniszczywszy wszystko, ławki i kazalnicę spalili na ulicy. Stało się to bez żadnej przeszkody ze strony władz miejskich i załogi zamkowej, gdyż ta ostatnia wyszła do Proszowic. Starszyzna zborowa zaniosła skargę, naznaczono komisję, do której należał Mikołaj Firlei, kasztelan Biecki i Jan Myszkowski, starosta Zarnowiecki, i wyprowadzono śledztwo. Winni, po większej części studenci i ludzie z pospólstwa, zostali odszukani, uwięzieni, a potem wypuszczeni. Sprawa wlekła się przez dwa lata, nie mało pieniędzy kosztowała i, – skutku żadnego nie przyniosła. Przyczyną tego, były wpływy Jezuitów i wkradający się coraz bardziej bezrząd.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/9
1588–1622: Od wakansu pastorskiego do nabożeństw w Lucjanowicach
W trudnem położeniu znalazł się zbór Krakowski, kiedy prześladowany przez wrogów ewangelji musiał jeszcze doznawać sieroctwa, ciągle opuszczany przez swych pasterzy. Przyczyny, należy szukać z jednej strony w bojaźni prześladowań na jakie byli narażani pastorowie ze strony rozuzdanych studentów; z drugiej strony, w małem uposażeniu a przez to nie możności utrzymania się w mieście, w którem każdy duchowny był narażony na daleko większe wydatki jak na wsi, a przedewszystkiem w wadliwem urządzeniu ówczesnem, iż pastorowie nie byli wybierani przez zbory, ale przeznaczani przez Synody. Koniecznem następstwem takiego zwyczaju musiało być, iż serdeczna łączność między zborem a pasterzem nie mogła się nigdy zawiązać.
Roku 1588, dnia 9. maja, ksiądz Daniel Bileński, który przez lat jedenaście był pasterzem zboru Krakowskiego, otrzymał na własne żądanie, z powodu podeszłego wieku uwolnienie i przeniósł się do Wilna. Pastor Łańcucki, ksiądz Paweł Gilowski, przeznaczony na pasterza Krakowskiego, nie przystał na przeniesienie się i przez rok służbę bożą odprawiali, ks. Sebastjan Strykowski, djakon i ks. Jakub Wolfiusz, kaznodzieja niemiecki. Aż nakoniec, kiedy Strykowski samowolnie opuścił Kraków i udał się do Opola, uproszono Wolfiusza, aby wziął na siebie odprawianie nabożeństw polskich. Stan taki trwał aż do roku 1590, w którym zgromadzony w Krakowie synod powołał na pasterza zboru polskiego, niejakiego księdza Piotra, a na pomocnika księdza Wawrzyńca.
Ostateczną klęskę poniósł zbór Krakowski za panowania smutnej pamięci Zygmunta III. Roku 1591, dnia 23. maja, studenci i pospólstwo, wpadłszy do brogu, niedość że go wewnątrz zburzyli ale nadto jeszcze podłożywszy ogień tak zniszczyli, że tylko nagie mury pozostały. Wedle Węgierskiego, król jezuita przypatrywał się palącemu brogowi.
Smutny koniec Krakowskiego zboru, tak opisuje Węgierski: „Widząc tedy całe zgromadzenie Krakowskie, że w swoich dolegliwościach i tak wielkich krzywdach słusznej u zwierzchności żadnej nie mogą dojść sprawiedliwości, lubo znaczne z chudob swoich na to czynili i ważyli koszta; bacząc oraz że przywileje królewskie I Rzeczypospolitej, nic nie pomagają, trudno sobie lepszych mając obiecować albo spodziewać się czasów: consultum być wszyscy uznali tantae rabiei nieprzyjaciół, którym zbór ten i dom chwały Bożej był prawie sudes in oculis, ustępując, ale z miasta Krakowa zbór przenieść sub patrocinium którego pobliższego i Ich Mciów panów patronów kościoła ewangelickiego. Skłonił zatym Pan Bóg serce pobożne sławnej pamięci JMC. Stanisława Karmińskiego Iwana od początku prawie gorliwego i statecznego patrona i senjora Equestris Ordinis zboru Krakowskiego, który zbór wiernych Pańskich z miasta Krakowa, gwałtem prawie wypchniony i wyciśniony mile przyjął, i jako arkę Bożą z rąk okrutnych Filistyńczyków, do domu i majętności swojej Aleksandrowic, milę od Krakowa leżących przeprowadził. Po tym ostatnim zboru Krakowskiego zburzeniu, roku 1592 dnia 16. marca ksiądz Piotr, od pana wojewody Rawskiego, zborowi temuż naznaczony, po skończeniu dwu lat usługi swojej wziąwszy od panów starszych i zboru całego pozwolenie, odjechał znowu do przeszłego patrona swego, któremu panowie starsi, na znak wdzięczności 40 złotych przy odjeździe jego kontentacji dali. Po odjechaniu tedy ks. Piotra, znowu uproszony ks. Jakub Wolfiusz kaznodzieja niemiecki, aby jako niekiedy w Krakowie, tak i teraz w Aleksandrowicach obojej nacji ludziom polskim i niemieckim językiem, przynajmniej do czasu usługował, o co był i od synodu Secemińskiego r. 1595 listownie upomniony i proszony, na którym oraz synodzie postanowiono, aby w niebytności ks. Jakuba, ks. Jan z Iwanowic i ks. Łukasz z Sułyczowej, także ks. Wawrzyniec z Olkusza, gdyby rekwirowani byli, nabożeństwem świętem w Aleksandrowicach panom Krakowianom usługowali.“
Kiedy nie stało domu Bożego, Jezuici, aby gruntownie wykorzenić ewangelictwo w Krakowie, wzięli się do szczególnego sposobu: podburzone pospólstwo i studenci rzucili się na prywatną własność pojedynczych ewangelików. Tak zburzone kamienice, Janusza Kalajego, Kiljana Szmida, Doroty Zagrzebskiej, Samuela Piaskowskiego, Serwacego Cypsera i Łukasza Sznuka, a zrabowano kram Jana Henclera kupca i domy, cukiernika Izaaka Mayerhofera, Brikicta, Strachona, Barsona, Forbesa, Sznuka, Thorego, Hauptsyna i Poppego. Zaciekłość fanatyczna tak dalece rozgorzała, iż niemiano względu na umarłych i ubogich, bo dnia 10. kwietnia 1607 roku, zburzony został Krakowski cmentarz ewangelicki, powywłóczono ciała zmarłych, porozwalano groby a ubogich, mieszczących się w szpitalu rozpędzono. Barbarzyńskie wybryki te, zwróciły się nakoniec przeciw żywym i umarłym. Podczas pogrzebu, żaki ze szkoły od św. Szczepana z bronią w ręku napadli i rozpędzili orszak pogrzebowy. Toż samo stało się r. 1620, na pogrzebie zacnej mieszczanki Krakowskiej Hunterowej i Lebludlowej, a Wawrzyniec Habieht, sługa zborowy, przez kleryka Dawida Grymzę, zaś Doktór Łyszkowicz i cukiernik Mayerhofer, srodze i okrutnie przez studentów zbici i poranieni zostali.
Smutno to wypadki przytaczamy na przestrogę tym, którzy chcą bronić Jezuitów, bo wszystko co się działo z ewangelikami w Krakowie, równie jak wymożenie prawa wyłączającego ewangelików z cechu złotniczego i odmawiającego tymże ewangelikom dozwolenia ubiegania się o obywatelstwo w Krakowie, było owocem zabiegów i intryg strasznych w tak zgubnych dla Polski uczniów Lojoli.
Pastor Wolfius wiernie i chętnie niósł posługi religijne ewangelikom zamieszkałym w Krakowie, a była to rzecz na owe czasy niebezpieczna, gdyż wspomniony ksiądz, wracając z domu w którym ochrzcił dziecię, pod Krysztoforami napadnięty przez studentów zbity i obdarty został. Po smutnym wypadku tym Wolfius przeniósł się do Iwanowic, lecz uproszony przez zborowników Krakowskich i synod Secymiński, dnia 9. maja 1599 roku do Aleksandrowic powrócił.
Roku 1600, dnia 23. grudnia, nastąpiły w Aleksandrowicach wybory starszych zborowych i powołani zostali na takowych: Walerjan Gutteter, Kasper Beduński, Jan Zeman, Melchjor Rurycht, Jan Łyszkowicz, Daniel Bieleński, Samuel Piaskowski oraz starsi z narodu niemieckiego. Ponieważ Stanisław Karmiński, senjor stanu szlacheckiego, jako starzec sędziwy nie mógł pełnić obowiązków swoich a wybór zastępcy był nader trudny, synod Okszański ustanowił, aby powołano kogo ze szlachty z dystryktu Zatorskiego. Na tymże synodzie Okszańskim, r. 1601, polecono Krakowianom, aby w obrzędzie Wieczerzy pańskiej żadnych innowacji nie zaprowadzali.
Tegoż roku wielce zasmuconemi zostali ewangelicy Krakowscy, gdyż wierny ich pasterz Wolfius, sędziwy starzec, osłabiony wiekiem i pracą uzyskał uwolnienie i przeniósł się do Kijowa. Troskliwi o dobro kościoła Krakowianie, usilnie się starali aby im dano za pasterza rozgłośnej sławy używającego uczonego męża księdza Jana Tarnowskiego, Doktora teologji, następnie kaznodzieję Toruńskiego. Lecz, gdy starania ich okazały się bezskutecznemi, na synodzie Włoszczowskim r. 1603, przeznaczono do Aleksandrowic Jana Semlera pastora Gorlickiego. „Tegoż roku pobożnej pamięci Stanisław Karmiński, od lat piędziesięciu zboru Krakowskiego i dystryktowy senjor, a potym tegoż zboru w Aleksandrowicach patrona, w dobrej starości, w statecznem wyznaniu ewangelji Jezusowej, spokojnie żywota swego dokonał i z tym światem się rozstał.”
Roku 1605 w lipcu, synod w Okszy, przeznaczył na pastora Zboru polskiego i niemieckiego Michała Eisenmengera, z dystryktu Ruskiego a za pomocnika, przydano mu ks. Józefa Gorlickiego. Lecz Eisenmenger, nie umiał sobie jakoś zjednać zborowników, zwłaszcza, że nie dobrze po polsku mówił i podburzał Niemców przeciw Polakom zachęcając do wzięcia w ręce zarządu zborowego. Starszyzna zborowa, zaniosła przeciw rzeczonemu pastorowi skargę do synodu Władysławowskiego i powtórnie do synodu Włoszczowskiego r. 1609. Synod polecił odbycie wizytacji i zagodzenie sporu ks. Bartłomiejowi Bitnerowi, senjorowi Zatorkiemu. Bitner, zjechał do Aleksandrowic i stanęła ugoda i uchwała, iż Polacy i cudzoziemcy wspólnie będą powoływać starszych, i zawsze ma być wybierana połowa Polaków i połowa cudzoziemców, tak i Niemców jak i Francuzów, oraz dwaj stanu szlacheckiego. Ze szlachty wybrano Kempskiego z Rakoszyna i Macieja z Korzenny Korzeńskiego.
Po Eisenmengerze, poruczono obowiązki pasterskie r. 1610 księdzu Jędrzejowi Hermaniusowi, który obowiązki te pełnił przez lat 20, uroczyście dnia 31. października wprowadzony do Aleksandrowic przez senjora Zatorskiego, ks. Bitnera.
Jakkolwiek księża ewangeliccy usunęli się z Krakowa, nie mogli bliskiego ich sąsiedztwa w Aleksandrowicach znieść Jezuici i za ich to poduszczeniem, studenci z różnych szkół z licznym motłochem ulicznym, nad ranem dnia 14. kwietnia 1613 roku wpadli na plebanję i przebywającego tamże podówczas ks. Bittnera, pastora z Głąbowic i senjora Zatorskiego, sędziwego starca pobili i poranili, a gdy omdlały padł na ziemię zostawili go tak, myśląc iż umarł. Pastor Hermanius z rodziną szczęśliwie uszedł nie postrzeżony przez jezuickich siepaczy. Dom zaś pastorski zrabowano i podpalono.
Po takowej napaści, senjor Zatorski, który po długiej chorobie przyszedł do zdrowia, uznał, iż koniecznem jest dla osobistego bezpieczeństwa pasterzy ewangelickich, aby siedzibę swoją przenieśli gdzieś dalej od Krakowa. Porozumiano się w tym względzie i zacny opiekun i wyznawca ewangelji, Wielowiejski, ofiarował na ten cel dom w dziedzicznej wsi swojej Wielkiejnocy, cztery mile od Krakowa odległej. Hermanius, przeniósł się więc do Wielkiej nocy, i mieszkając tam aż do ostatnich dni życia swego, opatrywał duchownie ewangelików Aleksandrowskich i Krakowskich.
Zbór Krakowski i Aleksandrowski, a jak się zdaje i wszystkie inne zbory dzisiejszej Galicji oraz Mało-Polskie, wedle świadectw kroniki Węgierskiego, pod względom wyznaniowym, trzymały się Konsensu Sandomierskiego (patrz Zwiastun z roku 1865 Nr. 5, 7, 8 i 10). W Krakowie, ewangelicy augsburskiego wyznania, zapragnęli mieć swego osobnego pasterza i w tym celu udali się do starszych zborowych, prosząc aby im to było dozwolonem, przez wzgląd na słabych w wierze, którzy pokuszani przez zwodzicieli, opuszczają raczej wiarę ojców, a nie chcą przystępować do Wieczerzy pańskiej, udzielanej przez pasterzy helweckicgo wyznania. Starsi zborowi, z prawdziwie braterską ochotnością zgodzili się na żądanie augsburczyków i stanął układ między braćmi konfesji Sandomierskiej w Polsce, a bracią konfesji Augsburskiej zboru Krakowskiego, zatwierdzony dnia 24. września 1615 roku na synodzie prowincjonalnym, następnie, na wizytacji kościelnej w Aleksandrowicach, dnia 26. września 1616 i nakoniec dnia 21. czerwca 1636 roku na synodzie dyskryktowym Okszańskim. Układ rzeczony podpisali: Stanisław z Zelanki Zeleński, senjor stanu szlacheckiego i dystryktu Krakowskiego i Jan z Glinnika Gliński, senjor stanu szlacheckiego, zboru Krakowskiego, Szczęsny z Glinnika Gliński, Jan Militius, senjor dystryktu Krakowskiego, Jan Wartensius, pastor (od r. 1630). Członkowie zboru augsburskiego: Mikołaj Szembek, Fryderyk Frobel, Adam Rynk, Jerzy Hensler, Izaak Mayerhofer, Kasper Kretschmer, Jędrzej Haupsztein, Tileman Pfaffenhagen. Członkowie zboru helweckiego: Jerzy Haukowicz, Zybert Mercator, Dominik Brikiet, Jakub Duszkowski, Mateusz Królik i Wincenty Łyszkowicz.
Układ o którym mowa, opiewa:
„1. Ceremonje i ozdoby zwyczajne zboru naszego, jako są zachowane dotąd w Aleksandrowicach i przedtym w Krakowie, nie mają bynajmniej być odmienione i odnowione: także też i do zboru samego, jako teraz jest, i czasu nabożeństwa bywa urządzone, nie ma być nic nowego wniesiono. I chociaż wzwyż pomienieni bracia nasi, w ceremonjach niektórych, w używaniu Sakramentu Wieczerzy Pańskiej od naszych obrzędów są różnemi, jednak my te przy braci miłej dla zbudowania i przywiedzenia mdłych i nie ugruntowanych w nabożeństwie przy nich zostawujemy, Panu Bogu, czasowi i miłości zobopólnej to poruczywszy. Aby się jednak i nasi mdli, czym takowym nie zgorszyli, tedy klękanie, które żadnemu stworzeniu nie należy, według srogiego zakazania i przysięgi Bożej, Jezaj. 45, 23, Psalm 2, 10 respektując na braterską miłość przy używaniu najświętszego Sakramentu ma być opuszczone. Gdy nasi, którym ta ceremonja niewiadoma, mniemają być chwaleniem Sakramentu świętego i papieskim zabobonem. Którą ceremonją minister w prywatnem napomnieniu swojem będzie raczył wybijać z umysłu tych, którzyby w niej jakie upodobanie mieli.”
„2. Ministrowie z obu stron, przy nabożeństwie, wypowiadaniu słowa Bożego, nie mają nic takowego, strony tych obrzędów i inszych niepotrzebnych kwestjach wnaszać, ale trzymając się materji i przedsięwziętych słów Bożych, słuchaczów swych ćwiczyć mają w bojażni Pańskiej i pokorze świętej, prowadząc ich przykładem swym do zgody i miłości zobopólnej. A jeźliby na potym za czasów naszych, albo potomków naszych, czego Boże zachowaj, jaki niespokojniczek wyrwał się, bądź minister bądź słuchacz, chcąc wnosić inne ceremonje i zwyczaje do zboru naszego nad te które są wyżej opisane, zwłaszcza, któreby miały być przeciwne chwale Bożej, i zgorszeniem zboru Jego, tedy każdy takowy i z obrzędami swymi miejsca we zborze naszym nie ma mieć, ani może.”
„3. Nabożeństwo to ma być naznaczone i odprawowane w czasy nasze zwyczajne i uroczyste, o którym czasie bracia augsburskiego wyznania, z panami starszemi zboru naszego, w czas dostatecznie namawiać się mają i dzień zobopólny przez sługę naszego zboru mają obwieścić ludziom do obojga zgromadzenia należącym, aby się w czym nie wykroczyło przeciw miłości braterskiej i życzliwości.”
„4. W wigilję nabożeństwa albo używania Wieczerzy pańskiej co najraniej zjechawszy się na miejsce zwyczajne, mają się w zgromadzeniu naszem zwyczajne kazania odprawiać co południe i wieczór, któremi lud boży prowadzić należy do pokuty i inszych potrzebnych cnót chrześcijańskich. Zatym brat miły wyznania augsburskiego odprawi na miejscu do tego przeznaczonem egzamin albo confessionem słuchaczów swoich, a na zajutrz rano po zwyczajnem kazaniu i modlitwach naszych, odprawi się zaraz akt święty używania Wieczerzy Pańskiej w zgromadzeniu naszem, którego dokończywszy nastąpi zaraz namieniony minister wyznania augsburskiego z nabożeństwem swojem, śpiewaniem, modlitwami, kazaniem i odprawowaniem ceremonji świętej.”
„5. Pilny dozór ma być, aby jedna strona drugą się nie zgorszyła; jedna z drugiej dla cerernonji albo zwyczajów się nie naigrawała: gdyż z bojaźnią i ze drzeniem mamy sprawować zbawienie swoje (Filip. 2, 12) którego rządu mają doglądać z powinności chrześcijańskiej, jako ministrowie stron obudwóch, tak też i patron miejscowy od synodów naszych do tego deputowany z pany starszymi zboru naszego, i cierpliwie czekać końca nabożeństwa świętego stron obudwóch.”
„6. Iż miłość chrześcijańska ma być skuteczna, tedy się bracia jedni przeciw drugim mają oświadczać, jako członki jednego ciała, jedni przy drugich mocno stojąc, i dla pomnożenia chwały Pańskiej i utrzymania pastorzy i ubóstwa zborowego, nie tylko kolektami zwyczajnemi, zobopólnemi się ratując, ale też do wiernych rąk panów starszych do szafowania ma być to wszystko oddano, coby Pan Bóg przez ludzi bogobojnych udzielił potrzebom zborowym, z których panowie starsi powinni będąc dać liczbę zborowi Pańskiemu. Zaczym też i minister nasz obowiązany będzie, braci miłej wyznania augsburskiego, do każdej usługi, od braci przez panów starszych wezwany będąc, stawić się. O której obligacji jego bracia wiedząc, z każdej miary zabiegać mają, aby z wielkiem zgorszeniem i żalem kościoła Bożego, z potomstwem swem miłem nie którzy nie bieżeli na miejsca zabobonne i bałwochwalskie do chrztu i ślubów.”
Z powyższego pokazuje się, iż ewangelicy Krakowscy augsburskiego wyznania, robili sobie skrupuł sumienia z brania Komunji św. i chrztu dziatek, dokonywanych przez pastorów helweckich. Starsi zborowi, lubo przeważnie helwetczycy, ustąpili i ustąpić mogli, bo w Krakowie obowiązywał wiekopomny, a niestety dziś chaniebnie przez polskich ewangelików zapomniany konsens Sandomierski. Nastąpiła ugoda, a nie unja. Niczyje sumienie nie ucierpiało, nie otworzono bram obojętności, we Wieczerzy Pańskiej utrzymany został rozdział obudwóch konfesji, a nastąpiło połączenie w uczuciu ewangelicznego braterstwa. Godzi się, aby ten ustęp z dziejów zboru Krakowskiego, otworzył oczy drzymiącym i poruszył serca obojętnych. Mamy po ojcach jako polscy ewangelicy piękną spuściznę, biada nam, gdy o niej zapomniemy i oddawszy się lenistwu, zmarnujemy.
Ewangelicy przemieszkujący w Krakowie, trapieni napastowaniami studentów zanieśli proźbę do Rady miejskiej, aby im pozwoliła przenieść się do innych miejscowości w Królestwie Polskiem. Rada, proźbie rzeczonej nie uczyniła zadość, tłomacząc się, iż przez uszczuplenie liczby mieszkańców, miasto poniosłoby stratę. Aby jednak uspokoić ewangelików, wysłano deputację do Sejmu z proźbą do króla Jegomości Zygmunta III o zapobieżenie gwałtom. Ewangelicy z swojej strony, wysłali deputację do króla i królewny Szwedzkiej. Następstwem proźb tych, były cztery listy wydane z kancelarji królewskiej, do Rady miejskiej krakowskiej, do Wojewody krakowskiego, do Biskupa krakowskiego i do Kolegiaty, przykazujące surowo: „Aby pokój między wszystkiemi stanami w mieście Krakowie był zachowany, tumulty takowe były powściągnione, a mieszczanie wszyscy, i ci którzy in Religione dissident, w spokoju byli zachowani.“
Rok 1616 rospoczął się w pokoju, z czego korzystając zborownicy krakowscy zjechali się w Aleksandrowicach celem odebrania rachunków od starszyzny zborowej. Nadto dnia 27. września nastąpiły wybory nowego starszeństwa. Lecz pokój trwał nie długo, – uciskani, turbowani i w Aleksandrowicach, postanowili Krakowianie, zwłaszcza gdy właściciel Aleksandrowic, Samuel Gołuchowski przeszedł na wyznanie rzymskiego kościoła, przenieść odprawianie nabożeństw do wsi Lucjanowic własności Stanisława Żeleńskiego.
Wspomniało się już wyżej, iż ksiądz Herrmanius, przemieszkiwał w Wielkiejnocy, urządzono się więc tak, że Krakowianie na święta uroczyste zjeżdżali do Wielkiejnocy i na miejscowym cmentarzu umarłych swoich chowali, w Lucjanowicach zaś, w stałych terminach odbywały się nabożeństwa i Komunje święte dla słabych, wiekowych i wszystkich niemogących zjeżdżać do Wielkiejnocy. Z tego widzimy, ile Krakowianie ponosić musieli trudów, chcąc słuchać kazania lub spożywać Wieczerzę Pańską, mimo to jednak zapewne nic lenili się i nie szukali wymówek, byle módz uchylić się od nabożeństwa. Obecnie, każdy ewangelik Krakowski może bez najmniejszego utrudzenia brać udział w publicznem nabożeństwie w Krakowskim ewangelickim kościółku i mimo to jednak, szczupły ten kościółek nie raz jest prawie pusty. Oby niedbalstwo rodziców nie odezwało się kiedyś jako kara Boża w dzieciach!
Zaznaczyć tu jeszcze musimy, iż uzupełniając miarę niesprawiedliwości, król Zygmunt III., spustoszoną kamienicę, własność zborową, to jest Brog, dnia 20. maja 1622 roku, prawem kaduka zagarnąwszy, podarował Stanisławowi Lubomierskiemu, na ten czas Podczaszemu koronnemu.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/10
1630–1651: Od śmierci Zygmunta III do uchwały sejmu 1650 r.
Roku 1630 dnia 15 października dokonał żywota ziemskiego ks. Andrzej Herman od lat dwudziestu pasterz zboru Krakowskiego, wierny sługa Pański i pogrzebany został na cmentarzu w Wielkiejnocy, zastępczo zaś Synod Okszański poruczył osierocony zbór ks. Janowi Wartenzjuszowi, dodawszy mu do pomocy ks. Krzysztofa Rozanowicza.
I tron polski został w tym czasie osierocony. Zygmunt III opiekun Jezuitów, prześladowca innowierców, przyczyna upadku Polski, dokonał żywota, a następcą jego był Władysław IV. Podczas koronacji, roku 1633, odbywały się w Krakowie liczne nabożeństwa ewangelickie, jako to we dworku Mikołaja Osolińskiego, odprawił nabożeństwo ks. Rozanowicz, u Marcijana Reya z Nagłowic, w kamienicy Wielopolskich w rynku, ks. Franciszek Płachta Senior dystryktu krakowskiego; w mieszkaniu Rafała Leszczyńskiego, wojewody Bełzkiego, w kamienicy Kortyny w rynku, ks. Tomasz Węgierski, Superintendent zborów Małopolskich; tudzież w mieszkaniu Stanisława Żeleńskiego, ks. Wartenzjusz. Ewangelicy, gorliwie się modlili, prosząc Boga aby uchronił serce króla od złych wpływów i obdarzył ich pokojem, bo pokój religijny i swoboda wyznań, są źródłem pomyślności narodów i błogosławieństwem rządów.
Władysław IV, o ile mógł strzegł się wstępować w ślady swego poprzednika, lecz, rozpusta i fanatyzm tak zepsowały umysły studentów krakowskich, że ewangelicy obawiając się słusznie jakich nowych wybryków, wyprosili u króla mandat do Rady miejskiej, polecający aby kilka dni przed Wniebowstąpieniem nietylko miasto było zawarte, ale też bursy i szkoły, nad to, aby mieszczanom na ratusz z muszkietami zejść się rozkazano. Że obawy ewangelików nie były płonne, pokazało się wnet, gdyż w sam dzień Wniebowstąpienia, studenci od Panny Marji, pochwyciwszy na tandecie czcigodnego obywatela i starszego zborowego, Izaaka Majerhoeffera, cukiernika i mieszczanina krakowskiego, okrutnie się nad nim znęcali. Skutkiem tego, powstał rozruch w mieście, którego jednak zbrojni a w ratuszu zgromadzeni mieszczanie nie ukrócili. I nic dziwnego, jezuickie nauki zaczęły wydawać bujny owoc: nie szanując praw, nie umiano ich i wykonywać. Majerhoeffer zbity, utracił zdrowie i w kilka lat po zmiankowanym wypadku umarł. Przy pogrzebie jego, dopuścili się studenci także gwałtów, bo mąż ten, nic wstydząc się jawnie wyznawać ewangelji, był za życia i po śmierci Jezuitom i ich zwolennikom, solą w oku.
Roku 1634 zwołany został konwent generalny do Włodawy, na który wysłano ze zboru krakowskiego jako delegatów: Dominika Brikieta i Jakuba Ruszkowskiego. Na konwencie tym naradzano się nad ujednostajnieniem obrzędów kościelnych w polskich kościołach ewangelickich obudwóch wyznań oraz Braci czeskich i nad zaprowadzeniem jednej agendy, kancjonału i wydrukowaniu Biblji, – to jest, owej Biblji znanej pod nazwą Gdańskiej. Zmierzano więc ku dobremu i jeżeli dobre to w przeszłości nie zostało osiągnięte, czy godzi się nie zmierzać do niego w teraźniejszości? Jak zawsze tak i przy niniejszej pracy powtarzamy: niech polscy ewangelicy nie zapominają o historycznym rozwoju kościoła swego, i niech na podstawie dziejowej dalej budują. Reformacja ma znaczenie ogólne dla całego świata, i dla tego też, nie może być uważana za objaw wyłącznie niemiecki, owszem musi i powinna, trzymając się ksiąg symbolicznych, zachowując jedności pod względem nauki wiary, zewnętrznie kształtować się wedle ducha właściwych narodów. Właściwości te widzimy w dziejach nie tylko całego kościoła ewangelickiego dawnej Polski, ale i w historji zboru krakowskiego. Staranie o wykształcenie teologów, nie było pozostawione ogółowi, ponieważ albowiem protestanci polscy nie mieli swego fakultetu teologicznego, musieli się starać o dopomożecie młodzieńcom czującym w sobie powołanie do stanu duchownego, żeby mogli nabyć teologicznego wykształcenia. Z dziejów zboru krakowskiego spisanych przez Węgierskiego, widzimy, że myślał o tem zbór krakowski nawet w czasach największego ucisku. Oto r. 1636, dodawszy do legatu ś. p. Kałajego wynoszącego 1000 złr, zebrane ze składek 4000 złr., całą te summę starsi zborowi Zybert, Merkator i Wincenty Lyszkowicz, Radzie miasta Torunia na procent sześć odsta oddali, przeznaczając takowy na utrzymanie jednego młodzieńca kształcącego się na teologa w jednej z zagranicznych wszechnic. Pierwszym, który z tego stypendjum korzystał, był brat Samuela Płachty Seniora Dystryktu Krakowskiego.
Piękny ten przykład z przeszłości naszego kościoła, godzien jest naśladowania.
Dalej czytamy w Kronice Węgierskiego: „Tegoż roku (1635) potrzebę tego widząc, aby zborowi swemu sługę Bożego odmienili, panowie Starsi upatrzywszy sobie w Dystrykcie Lubelskim, księdza Wojciecha Węgierskiego IMĆ Pani Barbary z Leszna Słupeckiej, kasztelanki Lubelskiej kaznodzieję w Opolu, solicytowali u Synodu swego dystryktowego aby imieniem Synodu dystryktowego krakowskiego był wokowany, i od braci Lubelskich uproszony, do usługi słowem Bożem zborowi krakowskiemu, co też według afektacji swojej na Synodzie swym otrzymali, gdzie zaraz i list wokacyjny do Synodu Lubelskiego, imieniem całego Synodu Dystryktu Krakowskiego napisany, został im oddany. Lecz, gdy i IMĆ Pani Lubelska, pilne u braci Lubelskich starania czyniła aby i w dalszy czas usługą w słowie Bożem brata pomienionego cieszyć się mogła, zezwolić na to Seniorowie Dystryktu Lubelskiego, aby miał być z Dystryktu ich ruszony, nie chcieli. Zaczym taż prośba od Dystryktu krakowskiego imieniem Zboru krakowkiego na Synodzie prowincjonalnym Okszańskim 26 grudnia znowu ponowiona jest, gdzie uznawszy Synod prowincionalny, źe ma moc i powagę gdzie tego walna potrzeba jest, wokować i z miejsca na miejsce posyłać braci ministrów, naznaczył i podał do dystryktu krakowskiego, z dystryktu Lubelskiego pomienionego księdza Wojciecha Węgierskiego. Pisano przy tym z tegoż Synodu prowincjonalnego, do Starszych dystryktu Lubelskiego, aby pod czas egzaminu w szkole prowincjonalnej w listopadzie w Bełżycach konwokację złożyli, a z tej konwokacji na miejsce naznaczone ks. Wojciecha legitime puścili. Lecz gdy i tu jeszcze różne powstrzymywania ze strony Seniorów dystryktu Lubelskiego następowały, drugi raz z konwokacji także prowincjonalnej Jodłowoskiej 23 listopada tegoż roku pisano do IMC Pani Lubclskiój patronki, i do seniorów obudwóch stanów Dystryktu Lubelskiego, usilnie prosząc, aby brata księdza Wojciecha Węgierskiego podług uchwały Synodu prowincionalnego w Okszy chętnie i bez wszelkiej kontradykcji z powinszowaniem błogosławieństwa Bożego puścili, a to na czwartek przed Kwietnią niedzielą do zboru Wielkanocnego, a na kwietnią samą niedzielę do zboru krakowskiego w Lucjanowicach, aby pod ten czas introdukcja w tych zborach odprawić się mogła. List przy tym z tejże prowincjonalnej konwencji z osobna pisany do księdza Wojciecha Węgierskiego, onego obligując aby bez oporu, pretensji i wymówek, na introdukcją na czas i miejsce naznaczone się stawił. Tymczasem ks. Jana Wartenzjusza poprzednika jego do zboru Jodłowskiego naznaczono i oddano. Iż jednak bracia dystryktu Lubelskiego, Synod swój dopiero po wielkiej nocy mieli, niechcąc sine consensu et dimisione Synodu dystryktu Lubelskiego odjechać, ks. Wojciech Węgierski dopiero po Wielkiejnocy legitime z Dystryktu Lubelskiego cum literis Synodi do Dystryktu Krakowskiego jest posłany, który we środę w wigilią w Niebowstąpieninia Pańskiego szczęśliwie z łaski Bożej z swojemi domowemi przyjechał do zboru Wielkanocnego do którego 12 czerwca roku 1637, a do zboru Krakowskiego w Lucjanowicach 12 lipca tegoż roku przy nabożeństwie zwyczajnem solleniter jest introdukowany, przez ks. Jana Militiusa Seniora: i ks. Daniela Chlementin, konseniora Dystryktu Krakowskiego.”
Że się tak o ks. Węgierskiego ubiegano, nic dziwnego. Był dobrym kaznodzieją i pilnym pasterzem, jak o tem świadczy spisana przez niego Kronika kościelna zboru Krakowskiego, a i w owych czasach starsi zborowi czuli, iż zbór Krakowski jeżeli nie ma upaść, musi mieć gorliwych i odznaczajęcych się pasterzy.
Działalność Węgierskiego w Krakowie przypadła na ciężkie czasy. Fanatyzm podżegany przez Jezuitów wzmagał się i przyszło nawet do tego, iż ksiądz oficjał Krakowski, wydał do cechu złotniczego r. 1637 dnia 7 czerwca interdykt, zakazujący przyjmować do ich rzemiosła heretyków. Taka to była w owym czasie potęga rzymskiego kościoła i tak jej nadużywali księża, iż mięszali się do spraw, nie mających żadnego związku z religją.
Równie fanatycznie postąpił proboszcz przy kościele Sw. Zofji nad Gołczą, który sam podziurawiwszy dach kościelny, zaniósł skargę, jakoby ewangelicy idący na nabożeństwo do Wielkiejnocy strzelali do kościoła Szczęściem, że proboszcz rzeczony niezręcznie wziął się do dzieła i że komisja która zjechała na miejsce, chcąc nie chcąc musiała uznać, że dziury w dachu nie były od kul.
Tymczasem, popsuty w Wielkiejnocy przez studentów dom pastorski stał pustką, aż Stanisław Zeleński własnym nakładem i z zebranych ofiar takowy naprawił. Nadto, kupiec krakowski, Mateusz Królik, zbudował tamże domek „ku temu celowi, aby i on sam z małżonką swoją i drudzy panowie Krakowianie mieli w nim stanowisko swoje lub nabożeństwo, lub na pogrzeby się zjeżdżając, a osobliwie, kiedy by który zachorowawszy w Krakowie, wolą miał, lub dla uchronienia się turbacji jakiej w sumieniu swem przy śmierci od księży papieskich, lub niebezpieczeństwa po śmierci względem wywiezienia ciała umarłego, w chorobie swój tam się do Wielkiejnocy wyprowadzić, żeby miał spokojne i wczesne mieszkanie swoje, postanowiwszy przy tym, aby ci co tam stawają, na poprawę budynku tego, którym groszem do puszki tamże będącej się przykładali. Za co całego zboru Krakowskiego powinne odniósł podziękowanie.” I zaprawdę, było za co dziękować, gdyż dawca objawił uczucia prawdziwie ojcowskiej troskliwości. Samo zbudowanie zaś domku świadczy, z iloma trudnościami musieli ewangelicy Krakowscy walczyć. Czyniono gwałty na ich własności, pastwiono się nad zmarłemi, mimi to w wierze ojców trwali i o wzrost kościoła i utrzymanie praw jego dbali, bo, gdy r. 1646 Karmelici bosi podstępnie wyjednali sobie u Władysława IV przywilej na zabranie cmentarza ewangelickiego, leżącego za bramą Św. Mikołaja, starsi zborowi, tyle się starali, jeździli i prosili iż król przekonawszy się o podstępie mnichów, rozkazał cmentarz zwrócić zborowi Krakowskiemu. Także komisja zesłana została przez króla do Krakowa z powodu ciągłych tumultów i gwałtów popełnianych przez studentów. Akademicy, jako pojętni uczniowie Jezuitów, zamiast się bronić, wnieśli do Grodu skargę przeciw ewangelikom, pełną oszczerstw i kłamst. Ewangelicy, wysłali deputację do Warszawy, i już sprawa za łaską króla na ich korzyść miała się rostrzygnąć, kiedy wojewoda Krakowski naparł ewangelików i nakłonił do zgody z akademikami. Osobliwsza to była zgoda, bo poszkodowani musieli jeszcze swym prześladowcom zapłacić półtrzeciatysiąca złotych. Mimo to, owszem właśnie dla tego, niepokoje nie ustały. Studenci r. 1650 napadli w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego na kamienicę Pawła Delentza, mieszczanina Krakowskiego i zrabowawszy całkowicie prawie zburzyli. Starsi zborowi nauczeni doświadczeniem, że na drodze prawnej nie można uzyskać sprawiedliwości, Bogu krzywdy swe polecili, trwożliwsi zaś, poczęli się z miasta wynosić, co widząc starszyzna, raz jeszcze podjęła sprawę i poparta przez szlachtę, wyjednała na Sejmie walnym koronym dwuniedzielnym Warszawskim, zwołanym dnia 5 grudnia 1650 r. za panowania Jana Kazimierza, następującą uchwałę: „Miastu Krakowu presidium dostateczne z woisk na tym sejmie uchwalonych obmyślić będziem powinni. A iż różne tumulty w tym mieście securitatem publicam turbare zwykły, przeto zabiegając wszystkim niebezpieczeństwom i prospiciendo securitati miejsca tego, konstytucje wszystkie contra violatores securitatis publicae, także o tumultach ferowane, i statut Toruński in toto reasumujemy. Ażeby się każdy violator i tumultuarius w Grodzie sprawować był powinien, postanawiamy, salva appellatione na Trybunał szlachcicowi, Plebejus zaś sine appellatione, dekreta trybunalskie in vim legis ferowane kassuiąc, która konstytucja i innym miastom koronnym i W. X. Litewskiego ratione tumultów służyć ma, salvis z itendentami in criminalibus nostra Regia, in civilibus Rectoris Academici jurisdictione.”
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/11
1651–1670: Od zarazy morowej po oblężenia Krakowa
Węgierski o uchwale sejmowej mówiąc, te słowa dodaje: „Zdarz Panie Jezu jedyny i najwyższy, utrapionego stadka wybranego ludu Twojego dozorco i obrońco, aby tą uchwałą i konstytucją sejmową wszelka złość i krwawe swawolnych ludzi okrucieństwo, wżdy jakośkolwiek pohamowane było, żeby wiernych chwalców Twych gromadka, w szczerości i prawdzie Ciebie chwalących, Tobie Panu Bogu swojemu i na potym w spokojnem sumieniu podług Twego świętego słowa i rozkazania bezpiecznie i swobodnie służyć i Ciebie wielbić i chwalić mogła.“
Proźba wiernego pasterza nie została wysłuchaną, „bo nie zbadane są drogi Pańskie nie zbadane Jego wyroki.” Klęski, które spadły na Polskę za panowania Jana Kaźmierza, dotknęły ciężko Kraków a z nim i ewangelików. Roku 1651 podczas odpustu jubileuszowego, gdy wielkie mnóstwo ludu z różnych stron napłynęło do Krakowa, wybuchła zaraza morowa, która powtórzywszy się w r. 1652, rozeszła się po całym niemal kraju, a w samym Krakowie zmarło na tę zarazę około 30,000 ludzi. Zbór krakowski skutkiem tej klęski poniósł ciężkie straty i wielce się przerzedził a sam Węgierski stracił starszą córeczke. Niedość na tem, wybuchła wojna Szwedzka, a r. 1655, wojska szwedzkie podstąpiły pod Kraków.
Stefan Czarnecki bronił się na zamku przez cztery tygodnie, aż nakoniec poddał miasto. Wojska szwedzkie rozlały się po okolicy plądrując i paląc. Oddział wojsk tych, złożony z samej kawalerji, wpadł do Wielkiejnocy. Drzwi od plebanji wyłamano i wszystko, cokolwiek się tam znajdowało zrabowano. Od kościoła, także drzwi wyważono, lecz ponieważ w kościele ewangelickim nigdy żadnych bogactw niema, królewsko szwedzcy rabusie ołtarz i ławki powywracali, sukno czarne i czerwone z ołtarza i srebrny kielich komunijny zabrali a skrzynie z książkami porozbijali. Węgierski wraz z rodziną, schronił się do lasu pobliskiego i dopiero gdy rabusie odjechali, uszedł z Jerzym Rejem do lasów Trzebińskich, a po trzech dniach na Tarnowskie góry w Szląsku, z kąd dopiero dnia 10 listopada wrócił do domu.
Lecz nietylko szwedzi w smutnych i strasznych owych czasach trapili kraj a z nim i ewangelików. W okolicach Żywca zbuntowało się chłopstwo i pod wodzą proboszcza Żywieckiego ks. Kądziołki, poczęło rabując dwory szlacheckie, rozpuszczać swe zagony, aż w strony Siewierza. Schwytany przez chłopów w Krzemiendzie, obywatel Mikołaj Dembicki, gorliwy ewangelik, okrutnie zastrzelony został. Szlachta, przestraszona tym krwawym wypadkiem, rozbiegła się na wszystkie strony, chroniąc się, już to na zamek w Piaskowej skale już w Ogrodzieńcu. Biedny Węgierski, musiał także myśleć o zabezpieczeniu swej osoby i rodziny. Chciał uciekać do Tarnowskich gór, gdzie gwarek Olkuski Fryderyk Frobel, najął dla niego mieszkanie, lecz wszystkie drogi wiodące na Szląsk były przez chłopstwo obsadzone. Idąc więc za radą przyjaciół, wyjechał do Krakowa i jak pisze: „Roku tedy 1656 dnia 10 stycznia, za patronów i audytorów mych perswazją, do czego przystąpiło i to, żem uważał iż to snadź Boża była sprawa i zrządzenie aby zbór krakowski, któremu przez lat dwadzieścia usługiwałem, nie był przez dalekie oddalenie się pasterza swego, przez nie mały czas w usługę słowa Bożego i Sakramentów świętych wcale opuszczonym, ustąpiłem pospołu z IMC Panem Szczęsnym Glińskim i z domowymi jego do Krakowa, gdzieśmy wieczorem przybyli, a gdzie do tych czas jeszcze w tem teraźniejszym trzeciem już żałosnem oblężeniu zostawamy. O Boże wszelkiego miłosierdzia, raczże się i w dalszy czas nami miłościwie opiekować, kąciki i miejsca sposobić, kędybyśmy spokojnie Ciebie chwalili i spokojnie przemieszkiwać mogli. W Krakowie, za staraniem panów starszych najęliśmy sobie izdebkę w mennicy na Brackiej ulicy u p. Jakuba Mayerhoefera, kupca krakowskiego, gdzieśmy też nabożeństwa, lecz tylko w niedzielę, i to privatim, bez śpiewania, cicho, w nie wielkiej frekwencji do czasu odprawiali. Potym, dla wcześniejszego pomieszkania, w kilka niedziel, za pozwoleniem IMC Pana Pawła Wirtza, komendanta i gubernatora miasta, przeprowadziliśmy się do kamienicy zaraz podle będącej, którą pan Gordon, kupiec krakowski, najmując od p. Feife, dziedzica tej kamienicy, w niej mieszkał. Tam tedy, już na większem przestrzeństwie będąc, solennius z śpiewaniem i przy większej frekwencji, poczęliśmy nabożeństwa odprawiać, i na nie się nic tylko w niedzielę i święta, ale i każdodziennie, na ranne i wieczorne modlitwy zwyczajnie zgromadzać.”
„Pod ten czas pomieszkania mego w Krakowie, żołnierze polscy tam i sam się włócząc, w Makowie, majętności IMC p. Aleksandra Wielowiejskiego skarbnika krakowskiego, kędym miał większą cześć bibljoteki mojej w wielkich trzech skrzyniach złożoną, dwór plondrując, księgi też moje, jedno do studni powrzucali, drugie, piekąc sobie pieczenie, nic z potrzeby ale z niecnoty popalili, niektóre zaś w wory pokładłszy, z sobą pobrali, o czym nic nie wiedząc, bo do Krakowa dla obozu pod Tyńcem leżącego nikt przechodzić nie mógł, dopierom się dowiedział, albo raczej dorozumiał, kiedy po zniesieniu obozu polskiego pod Tyńcem, między innym łupem, żołnierz jeden szwedzki, niósł moją księgę: Opera D. Bernhardi, i n folio, z tych ksiąg które były w schowaniu w Makowie, którą od żołnierza, lubo moja własna była, odkupić mi przyszło. Mało na tym, ledwo to złe przeminęło, nastąpiło jeszcze daleko żałośniejsze w lipcu, albowiem 1656 r. około św. Jakuba, hultajstwo pod pretekstem żołnierza, które, jako jawnie o tem ludzie twierdzili, ksiądz wojeński, syn Doktora medycyny z Krakowa, pleban w Minodzie i dziedzic tejże wsi, pospołu z Leśniewskim, księdza Zarskiego, na ten czas w Gołczy plebana pokrewnym, którzy sami będąc przytomni i inszym hersztując w nocy wpadłszy do Wielkanocy, zbór Wielkanocki spalili i cale zrujnowali, tak, że tylko ściany murowane zostały, którym ogniem budynki przy tem niektóre stodółki, stajnia, szopa, komora przy kościele, są zniesione. Przeszedł tenże ogień i do dworu, gdzie spichlerz z kilkaset korcy zboża cale zgorzał. Inszych budynków, ale osobliwie plebanji, albo mieszkania kaznodziejskiego, lubo tuż samego kościoła i parkan od samego kościoła zgorzały, z nim się stykał, cudownie Pan Bóg obronił. Toż hultajstwo i księża, pod tenże czas panią Niedzielską wdowę pozostałą po panu Niedzielskiem złotniku krakowskim mieszkającą przy zborze Wielkanockim, z szkółki za włosy wywlókłszy na cmentarz pogrzebowy, tamże okrutnie zamordowali. Hanusza dziada szpitalnego, rano, gdy żelastwo w pogorzałym kościele po odejściu onych hultajów, z gruzów wybierał, mnich, niejaki ksiądz Czarnecki, przyszedłszy na one pogorzelisko, tamże kordem ciął i ranił. Głos krwi niewinnie przelanej, woła o pomstę, występuje przed oblicze Boga najwyższego. Pan Rey na ten czas dla niebezpieczeństwa gdzie indziej mieszkał, sama zaś IMC Pani patronka tylko doma na ten czas była, która pod czas tego tumultu i burzenia, w nocy, zaledwie żywa uciekła i ukrywać się musiała. Tak tedy, pierwszy raz przez wojska szwedzkie, drugi raz przez żołnierzy polskich w Makowie, trzeci raz przez hultajstwo i zapominających swej godności księży ogniem splondrowani i zniszczeni zostawamy. Ale i toć jeszcze miłosierdzie Pańskie sprawiło, że aż dotąd do końca zniszczeni nie jesteśmy. Afflixit nos Dominus sed non tradidit morti animam nostram (Treny Jeran. [sic!] 3)[^1].”
[^1] W brzmieniu przypomina raczej werset z Księgi Psalmów 118, 18. W tłumaczeniu Biblii Gdańskiej: „Pokarałci mię Pan srodze; ale mię na śmierć nie podał.”.
„Tegoż roku 1650 umarła IMC Pani Jaszycka, wyznania Arjańskiego, którą arjani na ten czas w nie małej kupie w Krakowie będący, chcieli koniecznie na tymże placu albo ogrodzie pogrzebowym do zboru ewangelickiego należącym pochować i już byli dół wykopali. Lecz, iż ani o to prosili, ani najmniejszą rzeczą panów starszych zboru krakowskiego, ani Ichmościów stanu szlacheckiego których kilka na ten czas w Krakowie było, się w tym nie dokładali, i owszem twierdzili i przed panem komendantem udawali, że do tego placu pogrzebowego wspólne mają prawo z ewangelikami, i że się antiquitus tak arjani jako i ewangelicy spólnie tam chowali, nie mała stąd urosła kontrowersja i spórka, tak że obawiając się, żeby jus falsum sobie nie przywłaszczyli do tego miejsca, przyszło do tego że panowie starsi zboru krakowskiego, pospołu z niektóremi panami stanu szlacheckiego, przywileje od królów polskich na to miejsce nadane, komendantowi pokazać i onego prosić musieli, żeby miejsce to, jako samym tylko ludziom wyznania ewangelickiego z dawna należące, bez naruszenia jakiegolwiek prawa zachowne było. Zaczym arjani, lubo niechętnie, grób już wykopany zasypać kazawszy, na inszem miejscu, już nie w ogrodzie pogrzebowym, nie daleko jednak ogrodu, ciało zmarłej pomienionej osoby, pochowali. W czem sami presumptią swoją winni byli, bo gdyby byli legitime sobie postąpili, solicytując o to, a nie gwałtem w cudze się wdzierając prawo, snadniej byliby to otrzymali.”
„W kilku potym niedziel, 27 października, umarła pani Wolfelowa, z domu Deleartowa, kupcowa krakowska, lecz już dla niebezpieczeństwa nie mogła być uroczyście do grobu zaprowadzona, tylko w kamienicy w rynku w której umarła, kazanie pogrzebne w obce licznie zebranych słuchaczy się odprawiło, po którem ludzie ciało aż do bramy Florjańskiej odprowadziwszy, nazad się wrócili. Ciało zaś za bramą, grabarze z kilkoma osobami wziąwszy, na miejscu pogrzebowem pochowali. Im dalej, tym większe potym miasta Krakowa oblężenie następowało, tak że tego czasu którego to piszę r. 1657, dnia 5 lutego, już dwódziestą niedzielę w oblężeniu zostając drogość wielką znosimy. Krowę jednę po 120 i po 150 złotych, ćwiertnię żytnej mąki po 18 złot., żyta ćwiertnię po 14 zł. grochu ćwiertnię po 30 złt., masła łaskę po 60 złt., sprzedawano. Obawiając się żeby za dalszem oblężenia tego przedłużeniem większa co raz nie następowała drogość, ludzie dla braku młynów, w żarnach sobie żyto, jedni na mąkę drudzy na kaszę mieli, drudzy toż samo żyto warząc, zamiast kaszy pożywali. Między żołnierzami, końskie mięso na pokarm używano. To żałosne oblężenie dotąd trwa. Panie Jezu książę pokoju, spraw z łaski swej prędkie wybawienie i pożądanego, zbawiennego, czesnego pokoju przywrócenie.”
„W piątek przed 11 lutego, tego 1657 roku, część wojska z Promnika gdzie leżało, w sobotę z klasztoru Zwierzynieckiego, a w niedzielę to jest w dzień pomieniony 11 lutego, wszystko wojsko polskie z kwarciannego służałego i z pospolitego ruszenia niektórych województw zebrane, z obozu się ruszyło i od miasta odstąpiło. Odstąpienia tego przyczyną było książęcia Siedmiogrodzkiego Rakoczego z wielkiemi wojskami zbliżanie się, o których nowiny pewne już dochodziły że się z wojskami swemi z ziemi Siedmiogrodzkiej do Pokucia przeprawił. Po tak ciężkiej która była podczas oblężenia drogości, jak tylko obóz polski odstąpił, zewsząd żywność w wielkiem dostatku zwożono, tak że w tydzień i najdalej w dwie niedziele, taka tanizna wszystkiego do pożywienia służącego, jak przed tem była przed oblężeniem, nastąpiła, za co niech Pan Bóg będzie pochwalony.”
„W kilku niedziel potym 28 marca, we środę po kwietniej niedzieli, książę Jegomość Siedmiogrodzki Rakoczy, do Krakowa sam osobiście z częścią wojska swego wjechał, przeciw któremu generał major Wirtz z różnemi oficerami i z kilkąset konnicy i dragonów wyjechał, o milę przed Krakowem się przywitawszy, solleniter do krakowa prowadził. W rynku, piechota szwedzka uszykowana czekała, która gdy książę IMC przejeżdżał, salwę ogromnem strzelaniem dała. Książe poprowadzony został przez miasto na zamek krakowski, gdzie dwie nocy przenocowawszy, w wielki piątek z Krakowa wyjechał znowu do wojska swego, które zaraz poszło ku Pinczowowi i Ćmielowowi. Wojska też króla IMC szwedzkiego, z drugiej strony z Prus i sam król osobiście zbliżał się i książęciem siedmiogrodzkim i z wojskami jego około Ćmielowa się złączył. Most potym pod Zawichostem uczyniwszy, oba wojska się za Wisłę przeprawiły i za wojskiem polskiem poszły. W rychle potym garnizon książęcia siedmiogrodzkiego z generałem Januszem Bethlemem, między którym były trzy chorągwie niemieckich żołnierzy do Krakowa z IMC panem Wirtzem generałem szwedzkim przyszedł, gdzie i teraz zostawa. Książe pokoju Panie Jezu, uspokój miłą ojczyznę naszą a przywróć miły i pożądany pokój.”
„Na święto wielkanocne przy jutrzennem nabożeństwie w Krakowie obowiązek lektora Janowi Węgierskiemu synowi memu konferowany, który 14 marca z akademji się powrócił. Niech mu Bóg błogosławi.”
„Roku 1657 dnia 10 maja, w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego odprawiłem w pięknej frekwencji, tak szlacheckiego jak i mieszczańskiego stanu i innych audytorów nabożeństwo święte, który dzień po skończeniu dwudziestu lat usługi mój, przy zborze Wielkanockim i krakowskim, dniem pierwszym jest następującego roku dwudziestego pierwszego. Zdarz Panie Jezu abym i napotym, póki wola Twoja święta będzie przy tymże zborze Twoim z chwałą Twoją i zbudowaniem wiernych Twoich, ciche usługi i prace moje w opowiadaniu świętego słowa Twojego, spokojnie i bezpiecznie odprawować mógł.”
„W święto świąteczne w niebytności sługi Bożego któryby węgierskim językiem usługiwać mógł, zaczęliśmy łacińskim językiem, z śpiewaniem psalmów, nabożeństwo odprawiać, w gospodzie IMC pana Bethlehema Janusza generała węgierskiego, w kamienicy Gutteterowskiej zwanej w rynku, a tak w niedzielne dni we dwóch miejscach odprawowane było nabożeństwo polskim i łacińskim językiem, na które zgromadzali się i węgrowie i polacy niektórzy, łaciński język rozumiejący.”
„Dnia 11 lipca podstąpiły pod Kraków wojska króla czeskiego i węgierskiego, które obóz swój założywszy na Promniku wielkim, zaraz nazajutrz harcować poczęły z żołnierzem króla szwedzkiego i książęcia siedmiogrodzkiego. Prędko potym szańce na różnych miejscach wznosili i coraz to bliżej miasta się przybliżali, iż w około Kraków obiegli i opasali. Z miasta też często wycieczki czyniono. Czwarte to miasta krakowa oblężenie, od tego czasu jako je król szwedzki odebrał i opanował, ale nad trzy przeszłe mocniejsze i straszniejsze. W obozie tym był i sam król IMC polski i sama królowa; było i wojska polskiego kilka tysięcy. Pan Bóg wszechmogący niech się nad nami zmiłuje wszystkiemi, murem ognistym opatrzności swej nas obwaruje i łaskawie strzedz i bronić raczy.“
Na tem kończy się kronika Węgierskiego. Nieszczęścia i klęski, które spadły na Polskę za panowania Jana Kazimierza, ciężko dotknęły i zbór krakowski. Klęski te, nie skończyły się i z abdykacją króla, która nastąpiła 16 września 1668 r. Jakkolwiek albowiem protestanci na sejmie elekcyjnym r. 1669 zanieśli skargę przeciw szerzącym się nadużyciom i zażądali szanowania praw dysydentów, biskup poznański Wierzbowski, podburzony przez nuncjusza papieskiego, rzucił w kościele dominikańskim klątwę na kacerzy. Sejm zatwierdził wprawdzie prawa i wolności dyssydentów, lecz była to tylko czcza formalność, zwłaszcza, że uchwalono, aby odstąpienie od rzymskiego katolicyzmu karane było śmiercią lub wygnaniem. Od roku 1670 w senacie nie zasiadał już żaden protestant, a pacta conventa spisane dla Augusta II zastrzegły wyraźnie że niekatolicy, nie mogą zasiadać w senacie. Nienawiść przeciw protestantom wywołali i podniecili Jezuici skutkiem wojny szwedzkiej, obwiniając ewangelików o sprzyjanie szwedom. Że obwinienie to jest fałszywe, udowadnia kronika Węgierskiego. Nienawiść i usiłowanie wytępienia protestantyzmu, podkopało Polskę i spowodowało upadek. Zbór krakowski zaś malał i zmalał w końcu tak, że w epoce o której mówimy, tak wszystko wyniszczono, wygubiono, iż niepodobne jest nakreślić dalszej historji zboru, zdaje się tylko, jakoby przecie maluczka jakaś gromadka ewangelików przechowawszy się, pozostała, jakby ziarno nasienne dla przyszłości.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1869/12
1790–1811: Od zboru podgórskiego do korespondencji z superintendentem reformowanym
Ewangeliccy księża zostali wypędzeni z Krakowa, zbór czyli brog, zburzono, – mimo to jednak ani ewangelictwa ani samych wyznawców ewangelji nie wytępiono. W zaciszu domowem kryjąc się, w dalekie strony na nabożeństwa jeżdżąc, ewangelicy krakowscy jako maleńka garstka, po przeszło stu latach doczekali się nakoniec lepszej przyszłości.
Szperając w rozruconych i nie uporządkowanych papierach teraz istniejącego zboru Krakowskiego, zebrawszy to, co się zebrać dało, podajemy nagromadzone szczegóły w chronologicznym porządku. Z małej notatki pokazuje się, że w r. 1790 na Podgórzu istniał zbór ewangelicki i tam tylko dla Podgórzan i Krakowiaków odbywały się nabożeństwa. Pastorem był w owym czasie ks. Jan Müller. Czy następnie byli jacy pastorowie, nie ma o tem w aktach kościelnych żadnego śladu. Dopiero z wokacji, wystawionej r. 1805 ks. Samuelowi Brodeckiemu, dowiadujemy się, że go powołały zjednoczone zbory krakowsko-podgórskie i włożyły na rzeczonego pastora obowiązek, aby miewał na przemian nabożeństwa niedzielne w Krakowie i Podgórzu, a nadto aby w piątek kazał w Krakowie. Stan ten trwał niedługo. Opróżnionego po Brodeckim miejsca nie obsadzono. – Ważnym materjałem była dla nas paczka listów zawierających korespondencje między starszemi zboru krakowsko-podgórskiego, a superintendentem i pastorem zboru kalwińskiego w Warszawie, ks. Diehlem. Korespondencje rzeczone są z r. 1811 a więc z czasów księstwa Warszawskiego. Diehl był mężem wielkich zdolności, znakomity mówca, jako zręczny dyplomata, umiał wziąść przewagę nad daleko liczniejszemi luteranami, bo lubo sam niemiec, dworował polszczyźnie i przyjaźniąc się ze Staszycem i Stanisławem Potockim, posiadał nie małe wpływy u ówczesnych sterowników księstwa Warszawskiego. *)
*) Karol Diehl urodził się w mieście Lesznie, gdzie ukończył nauki gimnazjalne. Na uniwersytet uczęszczał do Halli i Frankfurtu nad Odrę. Był dyjakonem przy ewang. reformowanym kościele w Lesznie, następnie pastorom w Poznaniu, a nakoniec r. 1791 powołany został na pastora przy reformowanym kościele w Warszawie. Zostawszy nadwornym kaznodzieję króla pruskiego, wyjednał fundusz na restaurację kościoła Warszawskiego. Obrany soniorem Jednoty Wielkopolskiej, r. 1811 powołany był na deputowanego sejmu księstwa Warszawskiego. Odznaczył się mowę drukiem ogłoszoną. R. 1812 mianowany prezesem zreorganizowanego konsystorza ewangelicko-reformowanego. Wielka ma zasługę przez wyjednanie ze skarbu królestwa zasiłku rocznego dla obudwóch wyznań ewangelickich w kwocie 100,000 zł. pola. Umarł w Poznaniu 1881 r., pogrzebany w Orzeszkowie.
Do niego to udali się zborownicy Krakowscy, jako superintendenta, udali się jako ubodzy, rozprószeni, bez pasterza i szkoły o pomoc skuteczną. Diehl, który był znakomitym organizatorem, wziął się do rzeczy raźnie i dał wskazówki stosowne Krakowianom w następującem piśmie:
Szanowni panowie!
Na pełen zaufania list Wasz z 14 czerwca r. b. (1811) oto co mam do odpowiedzenia.
Kilkakrotnie już, a ostatnio w kilka dni po odebraniu Waszego listu, czyniłem przedstawienia ministrowi *) o potrzebie i konieczności urzędowego wsparcia zborów ewangelickich w czterech nowych departamentach. Minister jednak wymawiał się ciągle brakiem zasobów w skarbie. Zdaje mi się jednak, że gdyby natarczywiej uczyniono mu przedstawienia, skłonił by się do odesłania rzeczy na właściwą drogę i poparcia jej silnie. Korzyści, jakieby dla miasta z tąd wypłynęły, zbyt on dobrze pojmuje, iżby, choćby dla tego tylko, nie miał wszelkich dołożyć starań dla ustanowienia lub ułatwienia przynajmniej odbywania się nabożeństw ewangelickich.
Chcecie panowie rady z mojej strony co do kroków jakie przedsięwziąść macie. Rada moja jest następująca. Obliczcie potrzeby waszego systemu kościelnego, obliczcie kapitały jakie macie (gdyż jakieś mieć musicie), także i dochody niestałe na któreby liczyć można, a te obliczenia mnie przyszlijcie. W ogóle, przeszlijcie mi wszelkie notatki, które mogły by mi posłużyć przy staraniu się o osiągnięcie pożądanego przez Was celu. Zamiarem moim mianowicie jest, nietylko dla Waszego jednego, lecz dla wszystkich zborów odzyskanych czterech departamentów uzyskać wsparcie. Dla tego to niedawno wezwałem już inne zbory mające pastorów, ażeby obznajmiły mnie ze swem położeniem, co też już uczyniły.
Abym mógł zupełnie swobodnie nad Waszem dobrem pracować, dobrze by było, abyście mi przysłali formalne pełnomocnictwo, — jak to poczyniły zbory dawnych departamentów, — przez które byłbym upoważniony do przedstawienia interesów Waszego zboru ministrowi i gdzie by tego zaszła potrzeba, i działania na Waszą korzyść. Przypuszczam, że mnie za godnego zaufania uważacie.
Zawiadomcie mnie: Gdzie znajduje się kościół? W Krakowie czy na Podgórzu? Czy jest murowany, lub drewniany, tudzież, w jakim jest stanie? Jakie posiadłości należą do kościoła i jak daleko są oddalone od niego? Jaka jest liczba członków zboru? Jak wysoką, według Waszego zdania, musi być płaca pastora? i czy mogło by się znaleźć urzędowe pomieszkanie dla niego.
Zresztą, czynię tu jeszcze uwagę, iż według obecnych rozporządzeń dotyczących szkół, nauczyciele nie biorą żadnego udziału w tak zwanym funduszu pomocy i wsparcia. W dawniejszych sześciu departamentach, tam tylko inaczej się dzieje, gdzie za czasów rządu pruskiego wyraźnie była wyznaczoną część dla nauczyciela. Zresztą gdzie indziej nie ma tego przykładu.
Warszawa, 6 lipca 1811 r.
Starsi zboru Krakowsko-Podgórskiego nie odpowiedzieli zaraz na list Diehla, i dopiero, gdy tenże po drugi raz ich upomniał, odpisali w następujący sposób:
„Niżej podpisani Starsi zjednoczonych Krakowsko-Podgórskich zborów, dopuściliby się byli niewybaczonego błędu, nie odpisując zaraz na pańską odezwę z 6 lipca r. b., gdyby w tem wymówki nie znachodzili, iż w tym czasie właśnie bardzo zajętymi byli spisywaniem inwentarza i licytacją po jednym z członków zboru, którego małoletnie dzieci na ich opiece zostały, tudzież w tem także, iż organizowanie gwardji narodowój również wiele im zabierało czasu, tak iż nie podobna było prędzej aż teraz zająć się sprawami kościelnemi.
Jesteśmy najmocniej przekonani, że Jego Miłość nasz król najłaskawszy uważa religijne wykształcenie obywateli za nieodzownie konieczne, i spodziewamy się też dla tego, że nasze najpoddanniejsze starania pomyślnym uwieńczone będą skutkiem. Spieszymy zatem z udzieleniem zgodnej z prawdą odpowiedzi odnoszącej się do danych nas się dotyczących.
Chciałeś pan, byśmy obliczyli kapitały jakie zbór nasz posiada; otóż musimy wyznać, iż żadnych pewnych i stałych kapitałów wieczystych nie posiadamy. Tutejszy zbór prócz niewielkiego budynku kościelnego, nie posiada żadnej nieruchomości a ani grosza w pieniądzach. Dochody zborowe zatem powstają jedynie z źródeł przypadkowych, a mianowicie z tego, co złożą dobrowolnie członkowie zboru. Dochód ten, gdy nie odbywają się nabożeństwa, w zwyczajnych stosunkach wynosi rocznie około 100 złot. polskich.
Co do budynku kościelnego nadmienić musimy, że ten znajduje się na Podgórzu, jest drewniany, nędznie obmurowany, a przy nim znajduje się podwórzec mający około 400 sążni kwadratowych powierzchni, wszystko zaś jest otoczone niewysokim murem.
Za austryjackich rządów mieliśmy nadzieję otrzymać jeden, niewielki, pustkami stojący kościółek w Krakowie. Rzecz ta już dosyć daleko zaszła. Zmiana rządów jednakże wstrzymała wszystko. Zresztą nasz budynek raczej w złym niż w dobrym jest stanie, i bardzo by pożądanem było, gdybyśmy nabożeństwa nasze w Krakowie odprawiać mogli, gdyż tam większość naszych członków mieszka, i dla tego w zimowej porze lub w czasach niepogody pustkami kościół na Podgórzu stoi. Dopókiśmy mieli duchownego, dopóty na podobne wypadki najmowaną była sala w Krakowie w prywatnym domu, gdzie się odbywały nabożeństwa. Dla tego to szczerem naszem byłoby życzeniem dostać jaki niewielki kościółek w obrębie miasta Krakowa.
Jakie gminy schodzą się do naszego kościoła i jaką jest ich liczba, to wedle zebranych wiadomości stan jest taki: W Krakowie znajduje się 243 ewangelików, na Podgórzu 92 , w Krzeszowicach 33 ubogich sukienników, w Wieliczce 6 ewangelików, w Lednicy 58, w Myślenicach 10, w Niepołomicach 4, w Izdemniku 10, w Landskoronie 5, w Wałowieach 5, w Dochaskach 3, w Łagiewnikach 5, razem 474 dusz. Do tego dodać należy czasowo przebywających w mieście około 25 słowian, a nadto około 30 górników, którzy z W. X. Warszawskiego i z Saksonji przybyli do Swoszowic do robót około tamtejszych kopalń siarki.
Co do ostatniego pytania, jak wysoką ma być płaca pastora, odpowiadamy, iż serdecznem życzeniem naszem jest, dopomódz pastorowi tak, ażeby nie był w trosce o chleb powszedni, przez co by i dobre imie zboru ucierpieć nawet mogło. Żyjemy wśród ludzi innego wyznania i dla tego musimy myśleć o zapewnieniu jak największej powagi naszemu wyznaniu. To też nie zadowolilibyśmy się mieniem sługi Bożego tylko z nazwiska, lecz musimy się starać, aby pozyskać pasterza dusz, któryby odpowiadał wymogom czasu, któryby jeśli nie kwiecistą, to szczerą, serdeczną posiadał wymowę i którego uczoność, wysoce moralnem, a nadto znajomość świata okazującem postępowaniem podniesioną była. Za małą płacę trudno jednakże odpowiedniego, duchownego dostać, to też najmniej musi ona z 400 do 500 talarów w Krakowie wynosić, aby pastor niedostatku nie doznawał. Tutejszy zbór zatem wtedyby dopiero zaspokojony o los swego pastora był, gdyby rząd przyrzekł roczną dla niego pensję 2000 zlot. pols., w skutek czego, jeśliby zbór 600 złot. dołożył, całość wyniosłaby 2600 zlot. Na dochód z mieszkowych pieniędzy bardzo mało liczyć można. Również musi zbór obmyśleć i zabezpieczyć się, aby były odpowiednie sumy dla podejmowania napraw koniecznych jak również na płacę dla sługi kościelnego. Chcemy również, by przyszły nasz pasterz zobowiązał się do udzielania naszej młodzieży nauki religji jednę godzinę tygodniowo, i wreszcie przez 6 tygodni przed wielką nocą 6 do 8 godzin tygodniowo na naukę konfirmantów poświęcał. Zresztą życzeniem naszem jest, by duchowny był luterskiego wyznania, chociaż życzyćby należało, aby duchowni o tyle postępowi czasu odpowiadali, iżby zupełne zlanie się protestanckich wyznań nastąpiło.”
W Krakowie dnia 26 sierpnia 1811.
Z dwóch powyższych listów pokazuje się, że zbór Krakowski po swem rozbiciu istniał na Podgórzu. Widocznem jest także, iż składał się z ludności napływowej, która nic nie wiedziała o przeszłości zboru Krakowskiego i w większości swej był luterski, głównem zaś jądrem jego, byli ewangelicy zamieszkali w Krakowie. Ponieważ Diehl był wyznania reformowanego, dyplomatyzowano z nim i pisano o zlaniu się protestanckich wyznań. Słowem, widoczne jest, że ewangelicy Krakowscy i Podgórscy nie znali przeszłości ewangelickiego kościoła w Polsce, który w Ugodzie Sandomierskiej złożył świadectwo, w jaki sposób i ku jakiemu celowi łączyć się mają między sobą polscy ewangelicy.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1870/6
1811–1819: Od czasów Księstwa Warszawskiego do kościoła na ul. Grodzkiej
Diehl wziął się raźnie do pracy i znalazł chętne ucho u władz księstwa Warszawskiego, lecz wielkie wydadki i ciężary jakie cały kraj ponosić musiał, wywołując niedostatek w skarbie, najlepszym chęciom rządu na przeszkodzie stawały. Mimo to jednak udało się Diehlowi skłonić ówczesnego ministra wyznań, iż postanowił udzielić nareszcie wsparcie zborowi krakowskiemu. We wrześniu 1811 r. nakazano prefektom nowych departamentów, aby jak najdokładniejsze wiadomości przesłali ministerstwu o stanie zborów ewangelickich i ich potrzebach. W skutek tego polecenia podprefekt powiatu krakowskiego Lebowski, wezwał 4 października 1811 r. prezydenta municypalności miasta Krakowa, aby dał mu dokładne wiadomości o ludności wyznania augsburskiego i reformowanego; o liczbie pastorów i ich nazwiskach, zamieszkaniu i funduszach jakie są im przeznaczone; o liczbie zborów i ich stanie, tudzież o wysokości wsparcia jakieby im potrzebne było. — Zbór Krakowsko-Podgórski był o tem uprzedzony przez Diehla, i dlatego zapytany przez urząd gotowy był do stosownej odpowiedzi i potrafił zjednać sobie przychylność i dobrą opinją prefekta, co naturalnie ważną rzeczą było i wpłynęło na odpowiedź jaką prefektura ministerstwu przesłała.
Spodziewając się na pewno otrzymania wsparcia ze strony rządu na uposażenie pastora, zaczęli starsi zborowi oglądać się zawczasu za odpowiednim życzeniom swoim pastorem, któryby w danym razie mógł objąć posadę. Życzyli oni sobie człowieka wykształconego i znającego świat i stosunki, zalecającego się nadto bogobojnością i moralnością, któryby stojąc zatem na wysokości swego powołania i czasu, godnie przedstawiał swoje wyznanie wobec katolicyzmu, z którego Kraków tak słynął i słynie. — W tym celu pisali do pastora wrocławskiego Richtera, aby postarał się podobnego człowieka wynaleść i namówić do przeniesienia się do Krakowa. Jednakże starania Richtera nie miały pożądanego skutku. — Bądź co bądź w r. 1812, lubo zbór krakowski nie otrzymał jeszcze rządowego wsparcia, postarał się jednak o pastora, którym został niejaki Vockbrodt. — Był on tylko czasowo przyjętym, nie na stałe, zbór bowiem wiązać się nie chciał, Vockbrodt zaś zostawał bez miejsca naówczas. Wybór ten jednak nie był szczęśliwym, ani był zbór zadowolonym z niego. — Vockbrodt szorstkiem i gwałtownem postępowaniem swojem naraził sobie członków zboru, stracił miłość i poważanie. To też gdy mu nareszcie 30 sierpnia 1813 r. wyznaczoną została roczna pensja 3000 złp. ze skarbu, gdy o tem został bezpośrednio i bez wiedzy zboru zawiadomiony, skarżył się zbór, iż tak pominięty został, i nie czując się niczem związany, nie chciał aby nadal Vockbrodt zajmował posadę pastora, tem bardziej, gdy nazbyt gorąco wyrażając swe przychylne dla Napoleona I. uczucia, naraził się na grubijańskie i ubliżające duchownemu obejście ze strony władz wojskowych austryjackich, które właśnie znów Kraków zajęły, a nawet omal nie spowodował zamknięcia kościoła na Podgórzu. — Mimo bowiem wszelkich starań, nie zdołał zbór jeszcze otrzymać kościoła w Krakowie, wprawdzie rząd przychylał się do jego życzenia, zastępca prefekta, Wielogłowski, w piśmie swem do biskupa Krakowskiego dotyczącem tego właśnie przedmiotu zostawił chlubne w dziejach tolerancji świadectwo, jednakże duchowna władza nie dała się nakłonić by tak samochcąc wspierać przeciwne sobie wyznanie, na rozszerzanie się którego i pokrzepianie przy pomocy rządu, i tak krzywem patrzała już okiem. Nie potrzebując, nie mogąc nawet sama użytkować wielu dawnych kościołów pustkami stojących, nie mogła się jednak zdecydować by który z nich oddała na użytek ewangelikom. —
W takim stanie rzeczy nastąpiły polityczne zmiany spowodowane wojnami 1814 i 1815 roku i kongresem Wiedeńskim. — Utworzono Wolne miasto Kraków. Ewangelikom Krakowskim przyszło starać się u nowego rządu o wsparcie jakie otrzymał już od poprzedniego. Ponowne też czyniono zabiegi aby otrzymać na własność jeden z opustoszałych kościołów katolickich w Krakowie. Rząd Wolnego miasta tchnący duchem miłości kraju i zgody, duchem postępu i tolerancji, przychylił się chętnie do proźb Zboru. Polecił Konsystorzowi biskupiemu aby wyznaczył jeden z kościołów pustkami stojący, któryby mógłbyć darowany ewangelikom, a ze swej strony wyznaczył 3000 złp. na obrządki religijne wyznania ewangelickiego. — Konsystorz biskupi i tą razą jednak choć nie mógł wyraźnie odmówić, zwłóczyć usiłował. Przystawał wreszcie na danie tego lub innego kościoła, lecz te które wskazywał, w takim zostawały stanie, że zbór ewangelicki ich przyjąć nie chciał, więcej by mu bowiem ciężarem niźli dobrodziejstwem były. Dlatego to podali starsi zborowi proźbę do Senatu aby im wyznaczył jeden z kościołów będących wprost własnością rządu nie zaś duchowieństwa, i jako taki wskazywali kościół Bonifratrów na ulicy św. Jana. Nie dostali go jednak z tej przyczyny iż kościół ten, dekretem księcia Warszawskiego był już przeznaczonym na sprzedanie przez publiczną licytację w celu zapomogi zakonników tej reguły trudniących się opatrywaniem chorych w szpitalach. Ponowną tedy zanieśli proźbę ewangelicy aby im senat rządzący podarował kościół św. Marcina. Proźbie tej uczynił zadość senat 27. lipca 1816 r.
Kościół św. Marcina stojący na Grodzkiej ulicy, skromny i nie w klasycznym budowany stylu, należał kiedyś do Zgromadzenia panien Karmelitanek bosych, które obok niego posiadały swe zabudowania klasztorne. Od dawnych już lat kościół ten stał pustkami, domy doń należące, zarówno jak on sam, nienaprawiane, coraz bardziej niszczały. W tym stanie rzeczy, na mocy dekretu Rządzącego senatu z dnia 27. lipca a następnie potwierdzenia i rozwinięcia tegoż w uchwało z 8. sierpnia 1816 roku, kościół ten wraz z klasztornemi zabudowaniami z dwóch domów się składającemi, przeszedł na własność Zboru ewangelickiego. W uchwale z 8. sierpnia powiada Senat, iż kościół św. Marcina tudzież przyległe mu gmachy Nr. 108 i 109, przeznacza „na dom modlitwy, mieszkania „pastorów i urzędników kościelnych wyznań ewangelickich, tudzież na szkołę którą toż zgromadzenie założyć zamyśla.” — Jako warunek stawiono jednak Zborowi, aby w ciągu lat sześciu odnowił owe gmachy zupełnie, a nadto aby one nigdy na inny nie były obracane użytek, tudzież zawarowano, że mająca się założyć szkoła musi odpowiadać ogólnym urządzeniom krajowym. — Określając bliżej stanowisko kościoła protestanckiego w Krakowie, Senat 2. września 1816 r. odpowiada na pytania ewangelików, iż wolność wyznania zapewnioną jest przez konstytucję, że wolności wyboru pastora i nauczyciela, Senat tamować nie myśli, zastrzega tylko aby wybór ten podawano do wiadomości odpowiednim władzom krajowym. —
Tak więc Zbór ewangelicki Krakowski mógł się nareszcie lepiej uorganizować, miał zapewnioną naukę i pociechę religijną. Utrzymanie pastora było pewnem odtąd, szczególniej gdy owa suma 8000 złp. przeznaczona na wsparcie wyznań ewangelickich, wciągniętą została w budżet wydatków zwykłych, 10. czerwca 1817 r. Na pastora powołano ks. Tejchmana, męża uczonego, zacnego i znakomitego kaznodzieję. Przeznaczono mu 2400 złp. rocznej pensji stałej a nadto dochód z mieszków kościelnych i Jura stolae. — Mimo to wszystko położenie zboru było dość krytyczne, z tego mianowicie powodu, iż pozbawiony wszelkich funduszów, prócz owych 3000 złp. nie był wstanie dźwignąć z upadku zniszczonych murów, ani ozdobić wewnątrz kościoła. — Wydatków jakie podobne odnowienie za sobą pociągało, nie byli wstanie opędzić sami członkowie Zboru Krakowsko-Podgórskiego. Dlatego ze wszech stron starano się o wsparcia. Rozpisano błagalne listy do wszystkich niemal panujących, do miast wolnych, do prywatnych wreszcie osób. Datki przychodziły dość hojne, często bezimiennie a tem szczodrzejszą szafowane dłonią. W krótce też udało się kościół odnowić i sposobnym do odbywania nabożeństw uczynić. — Kościół Podgórski został porzucony i nabożeństwa w Krakowie się odtąd tylko odbywały. — Wnet też polepszył się nieco stan majątkowy Zboru, gdy odświeżono dawne prawa jakie miano do sumy 5000 złp. pożyczonej niegdyś przez Zbór ewangelicki Krakowski, Magistratowi Toruńskiemu. — Pożyczka ta wieczysta nastąpiła w roku 1636 pod tym warunkiem, że magistrat Toruński wypłacać będzie 300 złp. rocznie studentowi teologji jako stypendjum. Gdy kandydata do tego stypendjum nie było, płacił magistrat Toruński ów procent Zborowi; od r. 1804 jednak, zapewne wskutek ciężkich politycznych burz ówczesnych, wypłacać zaprzestał. W r. 1820 upomniał się Zbór Krakowski o swoje prawa i zażądał wypłacenia rat zaległych. Wskutek ugody jednak, ustąpił rat za lata 1804 do 1814, za co magistrat Toruński przyrzekł wypłacić procent za lata 1814—20 i nadal się regularnie się uiszczać, a nadto wydał nowy certyfikat; gdzie zamieniając dawną monetę na nową zamiast 5000, przyznał 10000 złp. długu wieczystego i procent 3% z tem zastrzeżeniem iż wolno magistratowi Toruńskiemu uwolnić się od wszelkich zobowiązań, wypłacając całą sumę 10000 złp. Odtąd też tj. od r. 1820 odbierał Zbór Krakowski rok rocznie za pośrednictwem p. Diestla radzcy prawnego w Toruniu 300 złp,, co dla ubogiej jego kasy wielką pomocą było. — Mnożyły się jednak i wydatki: chociaż odnowiono już bowiem kościół i jako tako zdołano choć tymczasowo popodpierać domy, wypadało jednak pomyśleć nareszcie naprawdę o szkole której dotychczas nie było. W r. 1825 rozpoczęto jednocześnie pracować nad uorganizowaniem wewnętrznem gminy przez wydanie ustawy tudzież nad urządzenie szkółki parafjalnej. Wyznaczono komisją złożoną z pastora Tejchmanna, z budowniczego Plaskudy i profesora J. S. Bandtkiego która zajęła się ułożeniem ustawy. Jakoż 3. lipca 1825 r. projekt przejrzany poprzednio przez pp. Schwemeflescha, Lierhammera, Burgera, Florera, Vasaliego i Gaydzica, został na ogólnem zgromadzeniu Zboru zatwierdzony. Tegoż roku 20. listopada zatwierdził Zbór projekt urządzenia szkółki. — Do ułożenia tego projektu głównie dłoń swą przykładał profesor Bandtkie. Postanowiono iż będzie 26 godzin tygodniowo wykładów które w polskim i niemieckim języku porówno odbywać się miały. Czytanie, pisanie, rachunki, historja naturalna, geografja, gramatyka, pisownia, obok moralności i religji wypełniały plan nauk. Lekcje rozpoczynała modlitwa i śpiewy nabożne. — Od stycznia 1826 roku szkółka otworzoną została, a pierwszym jej nauczycielem był Rau, któremu jednak za warunek położono iż sposobem próby tylko przez rok na tej posadzie zostawać będzie, poczem od uznania zgromadzenia zależeć będzie jego zatwierdzenie. Zobowiązano go także do gry na organach, z tego warunku jednak się nie wywiązał, gdyż zgoła muzyki nie posiadał, — Pensji mu przeznaczono 900 złp. rocznie. —
Wiele jednakże brakowało by szkółka mogła tak stanąć jak sobie tego zboru członkowie życzyli. Najprzód, brak funduszów dotkliwie się czuć dawał. Postanowiono osobny gmach wybudować na szkołę; myśl tę wnet zaniechać jednak musiano, i tylko dawne mury domów parafjalnych jako tako odnowione i poprawiono zostały. Aby zebrać potrzebną sumę na zapłacenie nauczyciela zarządzono składkę ogólną. Zrazu chciał Zbór kapitał zebrać, któryby dozwolił opędzić wszelkie wydatki na uporządkowanie szkoły potrzebne a nadto w przyszłości dawał procenty wystarczająco do jej utrzymania. Zamiar ten jednak się nie powiódł; zobowiązali się członkowie zboru do rocznej składki, pastor Tejchmann oddał na ten ceł cały dochód z dzwonka kościelnego, wynoszący około 100 złp. rocznie, nie można jednak było mimo to więcej nad 600 złp. zebrać, a i te raczej na papierze istniały, gdyż nieregularnie wnoszona składka często owej cyfry niedochodziła. — Dla zabezpieczenia dochodu nauczycielowi postanowiono aby każde dziecko wnosiło 9 groszy tygodniowo opłaty szkólnej na ręce i na korzyść nauczyciela, i ten środek jednak nie dość skutecznym się okazał, gdyż często opłata zalęgała. —
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1870/7
1819–1831: Od emisji akcji na rzecz renowacji do nowego nauczyciela w szkole
Zbór krakowski w niepomyślnych znajdując się warunkach czynił przecież co mógł, czynił nawet wiele, przyznać mu to trzeba. Członkami jego byli po większej części ludzie ubodzy, rzemieślnicy z obcych krajów dla zarobku dziennego do Polski przybyli, daleko mniejsza część była nieco zamożniejszych kupców i osiadłych obywateli, wszyscy jednak ożywieni byli myślą, aby wobec katolickiej ludności godnie pod każdym względem przedstawiać swoje wyznanie i to tak przez moralne życie, jak i przez pilność około spraw kościoła, przez nieszczędzenie na jego potrzeby. Często też gdy zupełny brak funduszów w kasie Zboru wymagał koniecznego zaradzenia, członkowie bogatsi dobrowolnie i skwapliwie pożyczali mniejsze i większe sumy stosownie do możności i w ten sposób usuwali niedostatek. — W r. 1819 starano się o pożyczkę z funduszów laudemjalnych miasta Krakowa. Senat rządzący przychylał się do proźby zboru, ale żądał aby mu dano porękę hipoteczną i zapewnienie że procenty wypłacanemi będą. Wnet też Goldspann oświadczył że gotów jest dać taką porękę, byle członkowie Zboru między siebie całą sumę 8000 złp. rozłożyli i przed notarjuszem uznali to, tak iżby w razie mógł od nich powyższą sumę odebrać. Zbór na to przystał; bogatsi jego członkowie ochotnie warunek przyjęli. —
Jeden tylko uczynić by można zarzut zborowi krakowskiemu, iż więcej dbając o przyozdobienie kościoła, mniej rzeczywistego starania około szkółki łożył, i dawał przez to poznać iż mu bardziej o zewnętrzność szło, o połysk i świetność Zboru, któraby katolickiej odpowiedzieć mogła pompie, niżli o wewnętrzne dobro i wartość. — Rzecz szkółki była w ogóle dość ozięble przyjmowaną, jak tego dowodzi nawet tak długi brak zupełny podobnego zakładu, jak się to okazuje z rozmaitych zajść późniejszych o których będzie mowa. — Zbór chętnie byłby chciał mieć szkółkę jak najlepszą, chciałby nawet rozwinąć ją i stawić wyżej nad elementarne zwykłe zakłady; dlatego też podając projekt odnowienia kościoła i gmachów parafjalnych senatowi do zatwierdzenia, podał plan gmachu na szkółkę, który rząd odrzucił, z uwagi iż o wiele przewyższa potrzeby szkółki początkowej w zwykłym i właściwym jej zakresie ogólną ustawę o wychowaniu zakreślonym. — Gdy jednak przyszło do rzeczy widzieliśmy, jak przez lat dziesięć nie kwapiono się z założeniem szkółki, jak później utrzymanie nauczyciela nie było pewnem z powodu niewypełniania przyjętych na się zobowiązań przez członków zboru, zobaczemy dalej jak wskutek zaniedbania szkółka do najsmutniejszego doszła stanu, aż rząd ją dźwigać musiał i o jej uposażeniu pomyśleć. Wprawdzie księgarz Friedlein czynił niekiedy dary z książek i map, często jednak brakło w szkole najpotrzebniejszych rzeczy, tak że gdy rząd wglądnął w te sprawy, okazało się iż nawet stołu i krzesła dla nauczyciela brakło, że tablicy nie było itd. — I tę uwagą także uczynić musiemy iż z czasem Zbór rad był, szczególniej w przedmiocie szkoły, złożyć na rząd wszelkie staranie, aby siebie od ciężarów uwolnić o ile możności i korzystać tylko ze wsparcia z ogólnych funduszów krajowych. —
Dotychczas członkowie zboru krakowskiego w najzupełniejszej zostawali zgodzie i miłości wzajemnej. Pastor Tejchmann był kochanym i szanowanym i ze swojej znów strony pilnie zajmował się dobrem Zboru, — jego zbudowaniem i umoralnieniem. — W r. 1828, został ten pierwszy pastor krakowskiego odnowionego zboru powołany do Warszawy; 7. listopada tegoż roku podał się do dymisji, a zgromadzenie żal swój z tego powodu wyrażając poleciło Jennemu i Bandtkiemu, aby dlań świadectwo jego gorliwej i chrześcijańskiej służby wygotowali. Jednocześnie wyznaczono komisją dla napisania wokacji i instrukcji dla przyszłego pastora, tudzież nakazano poczynienie odpowiednich ogłoszeń w gazetach o zawakowaniu miejsca na pastora. Tejchmann zalecał Mozesa, drugiego pastora zboru kalwińskiego w Warszawie, jako człowieka, który ze wszech miar godnym był zająć po nim miejsce. Oprócz Mozesa zgłosiło się jeszcze 11 innych pastorów i kandydatów teologji, z tych jednak jedni nic posiadali wcale języka polskiego, inni zajmowali posady więcej dochodu przynoszące niż krakowska i dlatego nie uznali za odpowiednie rzucać miejsca swoje, — jeden tylko August Otręba kandydat teologji, rodem Szlązak, stanął istotnie jako współzawodnik Mozesa; a że zwycięstwo otrzymał, że do dziś dnia jeszcze przewodnicząc zborowi w późnej już starości, związał swe życie z dziejami krakowskiej gminy, musimy szerzej o nim pomówić opierając się na dokumentach często własną jego ręką pisanych. —
Jak sam pisze w liście do kolegjum kościelnego, urodził się w górnym Szląsku. Nauki wyższe ukończył na uniwersytecie Wrocławskim, 1826 r. został kandydatom teologji; drugiego jednakże egzaminu wymaganego na pastora nie złożył jeszcze gdy się ubiegał o posadę pastora w Krakowie. — Mówił po polsku dość źle lubo polakiem się urodził, gdyż kształcił się między niemcami i w niemieckich szkołach. — Gdy wyczytał w gazetach ogłoszenie konkursu na miejsce pastora w Krakowie, był właśnie nauczycielem prywatnym w jednym z zamożnych domów na Szląsku. Przejęty nadzieją iż zdoła może to miejsce otrzymać, napisał list do kolegjum 18. grudnia 1828 r. w którym uprasza o bliższe poinformowanie w tym przedmiocie, co do warunków potrzebnych na pastora, a także czy będzie się mógł ubiegać o to miejsce. Oświadcza, że lubo drugiego egzaminu na pastora nie zdał jeszcze, może to w każdej chwili uczynić. — Zrazu opierano się w kolegjum dopuszczenia do konkursu kandydata który nie miał jeszcze potrzebnej na pastora kwalifikacji, później jednak usunięto ten szkopuł, i Otręba przypuszczony do współubiegania się o miejsce na pastora miał kazanie próbne 6. czerwca 1829 r. — Na posiedzeniu ogólnem zboru, 21. czerwca tegoż roku, pomimo protestacji wielu członków zboru twierdzących iż Otręba nie może być za odpowiedniego kandydata uważamy gdyż nie zna dostatecznie polskiego języka, głosowaniem roztrzygnięto między nim a pastorem Mozesem. Otręba został wybrany większością 46, przeciw 14 głosom. Zdaje się iż głównie dla tego oświadczyła się większość za Otrębą, iż był ewangelicko-augsburgskiego wyznania, gdyż pomimo zaręczań o wzajemnej zgodzie i miłości obu wyznań, przebijała się jednak nieraz w luteranach krakowskich pewna ku kalwinom niechęć. — Głosowanie było tajne, — rezultat jego dano do potwierdzenia senatowi, który też uczynił to 2. lipca a 12. wygotowano dla nowego pastora wokację. — Jedna wszakże zachodziła jeszcze trudność, gdyż Otręba dotychczas nie zdał egzaminu na pastora. — Kolegjum kościelne tedy pisało do konsystorza ewangelickiego we Wrocławiu, aby uwzględniając tę okoliczność iż kandydat Otręba został wybrany na pastora w Krakowie, zechciał spiesznie dla niego termin złożenia egzaminu wyznaczyć, na co się konsystorz zgodził jak najchętniej. — Jakoż 28. sierpnia 1829 r. został nareszcie nowy pastor krakowski, po złożeniu egzaminu ordynowanym we Wrocławiu i przybywszy do Krakowa, 27. września instalowany był w obecności Wodzickiego prezesa Rządzącego Senatu przez pastora Nagło z Tarnowie, tegoż samego który trzynaście lat przed tem uroczyście poświęcał kościół św. Marcina po jego odnowieniu. — Uroczystość rozpoczęta mową pastora Nagła, zakończona była kazaniem pastora Otręby i pierwszą przezeń rozdaną komunją. W dniu następnym zwiedził nowy pastor szkółkę jako jej bezpośredni zwierzchnik. —
Tak zatem zbór krakowski otrzymał nowego pasterza, i nie bawem nowy okres w jego dziejach się rozpoczyna. Zaraz już w następnym roku 1830 kilka ważnych przedsięwzięto czynności, dotyczących mianowicie zupełnego gmachów odnowienia i polepszenia stanu szkółki. Ponieważ z lekka tylko ponaprawiane domy parafjalne, w coraz gorszym znajdowały się stanie, tak iż groziły zupełną ruiną, odnowienie ich zupełno i gruntowne koniecznem się okazało. Przedsięwzięto zatem takowe, postanowiwszy potrzebny w tym celu fundusz zebrać za pomocą akcyj. To postąpienie zboru krakowskiego może istotnie służyć za wzór wszystkim innym nieposiadającym dostatecznych kapitałów, może służyć za przykład, jak wspólnemi działając siłami łatwo ubogim nawet zborom zaradzić swoim potrzebom. Kapitał potrzebny na opędzenie kosztów odnowienia obu domów parafjalnych obliczono na 8000 złp., wypuszczono tedy 160 akcyj każda po 50 złp. z których 100 było procentowych 6% a 60 bezprocentowych. Akcje te rozebrali między siebie członkowie zboru, w części też i z innych stron zamożniejsi ewangelicy udział w tem wzięli. Co rok miało się odbywać losowanie 16 akcyj procentowych i 6 bezprocentowych, i tak w ciągu lat 10 wszystkie akcje wylosowanemi być miały i dług umorzony zupełnie. — Fundusz na pokrycie procentów i spłatę wylosowanych akcyj miał być branym z dochodów zboru, które przez czynsz od najmowanych mieszkań w domach parafjalnych po ich odnowieniu, znacznie się miały podnieść i podniosły istotnie. Plan ten ułożony przez Lierhammera członka Zboru Krakowskiego przyjętym był 14. marca 1830 r. na ogólnem zgromadzeniu; wyznaczono komitet dla zajęcia się tą sprawą, która też jak najlepiej się powiodła. Gmachy istotnie w ciągu lat dwóch zupełnie odnowionemi zostały, a spłata zaciągniętego długu, nie powstrzymana, w ciągu lat 10 dokonaną została w zupełności.
Nie tak szczęśliwą jak domostwa parafjalne była szkółka ewangelicka. — Stan jej był nader smutny. Rau mianowany nauczycielem nie był odpowiednim do tego człowiekiem. Utrzymanie jego było nader nędznem; jedna izba i kilkaset złp. rocznej pensji to było całą jego zapłatą; on jednak dosyć był zadowolonym ze swego położenia, gdyż nieposiadając ani nauki dosyć, ani daru nauczania, nie mógł mieć wiele nadziei otrzymania czegoś lepszego. Dzieci nieodbierały należytego wykształcenia umysłowego ani moralnego, rodzice też widząc małą z ich posyłania korzyść lub też niewidząc jej wcale, obojętnieli tem bardziej dla szkoły. Słowem, instytucja ta zupełnie upadała, gdy nareszcie 1830 r. w lipcu pastor Otręba wniósł na posiedzenie gminy oskarżenie Rau’a i wniosek jego usunięcia. Mówi on, że sumienie dłuźej mu niepozwala milczeć, że jako zwierzchnik szkoły uważa za swój obowiązek ostrzedz zbór i nagą wyjawić prawdę; że Rau nie posiada ani nauki ani talentu aby mógł być dobrym nauczycielem, nie mówiąc już iż ponieważ nie umie grać na organach, czynność tę kto inny za niego spełniać musi. Co najważniejsza jednak to, że Ran niemoralnie się prowadząc jest powodom zgorszenia, traci wszelką wobec dzieci powagę, i że wszelkie w tym względzie czyniono mu przedstawienia bezskutecznemi zostają. Zbór przyjął wniosek pastora, postanowiono Rau’owi miejsce wypowiedzieć, z oznajmieniem iż czas jego oddalenia później zostanie oznaczonym. Rau jednak pobudzony jakiemiś nadziejami 9. lipca 1830 r. sam podał się do dymisji natychmiastowej. Przystano na to; gdy jednakże Rau mimo starań swych nie mogąc dostać miejsca podał 4. października 1830 r. proźbę, w której zaklinając kolegjum kościelne na dzieci swoje drobne, błaga by go pozostawiono na posadzie nauczyciela aż do Wielkiej Nocy 1831 r., Kolegjum przystało na to.
Należało zająć się pilnie szkołą i zakrzątnąć się około niej by ją do należytego przyprowadzić stanu; wypadało ogłosić konkurs na nauczyciela, aby można było znaleść odpowiedniego człowieka. Wszystkiego tego ani pomyślało kolegjum uczynić. Zbliżał się termin oddalenia Rau’a a nikt się nie kłopotał by wyszukać kogo na jego miejsce, i możeby szkoła zupełnie zwiniętą była, albo też Rau pozostał, gdyby o jego miejsce nie postarał się niejaki Karol Wagenknecht który od dawna już zdaje się na sposobność tą czekał. Od niejakiego już czasu zastępował on miejsce organisty, z razu bezpłatnie, później mu Zbór wyznaczył na jego proźbę jako wynagrodzenie izdebkę w domu parafjalnym i opał. Gdy postanowionem już zostało iż Rau będzie usuniętym, zaniósł Wagenknecht proźbę do kolegjum 17. lutego 1831 r. aby jego na Rau’a miejscu ustanowiono. Nie było w czem wybierać, zgodzono się na proźbę Wagenknechta, niby tymczasowo, stan ten tymczasowości jednak przedłużył się do lat 7 jak to zobaczemy, póki rząd sam w te Sprawy nic wejrzał.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1870/8
1831–1838: Od powołania konsystorza krajowego do zatargu zboru z pastorem
Nie małą pomocą dla zboru Krakowskiego przy opędzaniu wydatków na naprawę gmachów parafjalnych był właśnie w r. 1830 odebrany zapis jeszcze za czasów Ks. Warszawskiego uczyniony przez Jana Nergera. — Jan Nerger był blacharzem, czyniąc testament swój w r. 1811 zapisał, w razie gdyby syn jego w małoletności umarł, ¼ część całego majątku na zbór ewangelicki Krakowski. Syn jego istotnie w niemowlęctwie umarł; zbór jednak długie lata odebrać należnej sobie summy nie zdołał, dopiero w r. 1830 takowa w summie złp. 1016 gr. 6 wypłaconą mu została.
Stosunek kościoła ewangelickiego do rządu dotychczas nie był określonym wcale. Nie było roztrzygniętem pytanie, i nie podniesionem nawet pod czyją jurysdykcją duchowną zostaje zbór i pastor ewangelicki Krakowski. Od r. 1815 bowiem to jest od chwili utworzenia wolnego miasta Krakowa zerwanym był naturalnie związek między zborem Krakowskim a konsystorzem Warszawskim. Dla tego też senat 7. Czerwca 1833. r. wystosował zapytanie do pastora, czyjej jurysdykcyi kościelnej on i zbór jego podlega. — Pastor Otręba oświadczył, że dotychczas żadnej władzy niema któraby tę jurysdykcję sprawowała, że jednak zwyczajem jest iść za wzorem liturgji używanej w Prusiech, a w nadzwyczajnych razach trzymać się postanowień konsystorza Wrocławskiego. W skutek tego senat mniej godność swoją i rzecz rozumiejąc rozpoczął układy z rządem pruskim, aby tenże przyjął pod swoją duchowną jurysdykcję zbór Krakowski. Rząd pruski na wniosek ten się zgadzał, pierwej jednak chciał się przekonać o istotnych życzeniach zboru i w tym celu rezydent pruski Hartmann wystosował zapytanie do tegoż zboru, czy chce istotnie ulegać władzy konsystorza Wrocławskiego. Zbór odpowiedział odmownie i zaraz też podał proźbę do rządzącego senatu, w której błaga, aby senat utworzył konsystorz krajowy, zważywszy iż przychylenie się do tej proźby „jest udziałem praw i atrybucji najistotniejszych i obowiązków koniecznych rządu krajowego.” — Jakoż w istocie 14. Kwietnia 1834. r. podany projekt statutu konsystorza ewangelickiego został przez senat z małemi tylko zmianami 11. Czerwca tegoż roku potwierdzony. Dnia 12. Grudnia 1837 wybrał zbór stosownie do ustawy członków konsystorza w osobach: 1. Augusta Otręby pastora jako prezydującego, 2. Karola Hubę profesora uniw. Jag., 3. Stefana Różyckiego b. majora wojska polskiego, 4. Michała Mohra i 5. Franciszka Friedleina.
W r. 1833 komitet towarzystwa misyjnego Poznańskiego stanowiący gałęź towarzystwa misyjnego angielskiego do nawracania żydów, przysłał do Krakowa, Wermelskircha pastora, aby tenże wystarał się o pozwolenie odbywania misji w tem mieście. — Wermelskirch miał zapewnienie pruskiego rezydenta Hartmanna że go popierać będzie, że wreszcie senat rządzący miasta Krakowa żadnych trudności czynić nie będzie. Hartmann tedy udał się do kollegijum kościelnego zboru Krakowskiego z proźbą, aby mu dozwolono kościoła na cele misji, mówiąc że towarzystwo ma zamiar urządzić w Krakowie stałą stację misyjną, że się spodziewa że cele jakie sobie misjonarze zakładają, tu zarówno jak dawniej już w Poznaniu i Warszawie pomyślnym skutkiem uwieńczone zostaną. Zbór zezwolił chętnie na używanie kościoła, obawiając się jednak by jakich z rządem zatargów w skutek tego nie było, położył za warunek, aby Wermelskirch pozwolenie na misję od rządzącego senatu otrzymał. Gdy stosownie do tego Wermelskirch uczynił podanie do senatu i pozwolenie 22. Października 1833 r. otrzymał, misji nic już nie stało na przeszkodzie. Nie długo jednak ona trwała i w urządzeniu stałej stacji napotykano widać jakieś przeszkody gdyż nie przyszła do skutku; tylko jeszcze w r. 1835 i 1841 dwukrotne czyniono usiłowania misyjne.
Trwająca dotychczas zgoda między zborem a jej pasterzem została zerwaną skutkiem następnego zdarzenia. Dotychczas fundusz wsparcia rządowego 3000 złp. wypłacany był do kasy zboru, i ztąd dopiero pastor pensję swoją odbierał w ilości 2600 złp. Działo się tak ciągle za pastora Tejchmanna i żadnych o to zatargów nie było. Podobny sposób pobierania wsparcia doradzał jeszcze Diehl zborowi Krakowskiemu, dla tego, że w razie wakansu miejsca na pastora zbór całkowite wsparcie pobierać może, a nadto że pastor jest istotnie sługą zboru, nie zaś państwa. Pastor Otręba przez kilka lat pierwszych swego pobytu odbierał zawsze regularnie z kasy zboru swoją płacę i nie miał nigdy powodu uskarżania się pod tym względem. Dla niewiadomych jednak przyczyn w r. 1835 wystarał się niewiadomo jakiemi drogami że senat rządzący postanowił, aby odtąd pensją pastorowi wypłacał skarb wolnego miasta, z owej summy 3000 złp. a resztę tylko to jest 600 złp. żeby odbierał zbór. To oburzyło wszystkich członków zboru. Zamieszanie było niezmierne. Na ogólnem zgromadzeniu zboru zażądano od pastora by się postarał o zmienienie nowego postanowienia rządu, pastor nie chciał uczynić tego, wtedy rozbrat między nim a zborem stał się najzupełniejszym. Pastor zaprzestał bywać na posiedzeniach kollegijum i zboru; odebrano mu pieczęć kościelną, odebrano księgi, przychodziło do gorszących przycinków wzajemnych. Zbór zaniósł proźbę do senatu o zmianę postanowienia, nie skutkowało to jednak i odtąd już pastor odbierał swą płacę z kassy rządowej. Zbór jednak lubo pozornie później między nim a pastorem nastąpiła zgoda, nigdy przebaczyć mu nie mógł tego co się stało. Dodać tu jeszcze możemy, że ci członkowie zboru, którzy najbardziej popierali wybór pastora Otręby, to jest stronnictwo niemieckie, najzacięciej przeciwko niemu występowało.
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1870/9
1838–1870: Od odnowy gmachów parafialnych do powołania drugiego pastora
Stan szkółki parafjalnej był ciągle bardzo smutnym; ani płaca nauczyciela była dostateczną, ani też nauczyciel dobrym, ani nawet zaopatrywano szkołę w przedmioty dla niej konieczne. Wagenknecht który po oddaleniu Rau’a zajął jego miejsce, nie był wcale zatwierdzonym nawet na swojej posadzie. Zbór jednak nie wiele troszczył się o szkołę. Dopiero w r. 1838 gdy dotychczasowy zarząd szkolny Senat zniósł i ustanowił natomiast komisarza rządowego, gdy poruszono w rządzie kwestję wychowania, doczekała się i parafialna szkółka ewangelicka zmian i ulepszeń pewnych. Najprzód, wyznaczono rządową pensję nauczycielowi, złp. 1000, którą zbór chciał rozdzielić po połowie między Wagenknechta i drugiego pomocnika coby języka polskiego nauczał; lecz komisarz rządowy 500 złp. dla Wagenknechta a 200 tylko dla jego pomocnika przeznaczył. Obok tego gdy nakazano wszystkim nauczycielom szkółek początkowych złożyć dowody swego uzdolnienia i nominacje, pokazało się, że Wagenknecht ani jednego ani drugiego nie ma. Musiał tedy złożyć egzamin, poczem go rząd na posadzie zatwierdził. Na proźbę jego rozszerzono mu mieszkanie dodając jednę jeszcze izbę, co mu się też słusznie należało. Wizytatorem szkółki ustanowiony profesor Skobel Fryderyk, pilnie jej doglądając, zmuszał kolegjum do zaopatrywania szkoły w przedmioty potrzebne. Pomimo to stan szkółki nie był jeszcze pożądanym z tego względu mianowicie, iż Wagenknecht nie odpowiadał wcale swemu stanowisku, a nawet od czasu swój nominacji opuścił się, zaniedbywał szkołę i własne swe kształcenie. To też gdy w r. 1842 Wagenknecht upomniał się, by mu podwyższono płacę jako organiście, oświadczając zarazem, iż inaczej nie mógłby dłużej obowiązków tych sprawować, wystąpił pastor z oskarżeniem jego, które prócz tego kilku członków zboru poparło, żądając usunięcia Wagenknechta. Zaniesiono oto proźbę do senatu, skarżąc się, że umysłowe, religijne i moralne wykształcenie dzieci jest zupełnie znaniedbanem. Senat wysłuchał życzeń zboru i Wagenknechta usunął (1843), nie chciał jednak potwierdzić nowego planu szkółki, jaki podał zbór ewangelicki, oświadczając, iż szkółka ewangelicka musi podlegać ogólnej ustawie o szkółkach początkowych. Na miejsce Wagenknechta przedstawił zbór Wunscha z Lublińca, tego jednak jako cudzoziemca rząd zatwierdzić nie chciał a natomiast mianował tymczasowo Staleńskiego niejakiego, nauczyciela szkółki początkowej św. Mikołaja. Zbór nie był jednak tym wyborem zadowolniony, gdyż Staleński jako katolik, nie był odpowiednim nauczycielem dla ewangelickiej szkółki. Dla tego też postarano się o jego usunięcie. Wreszcie 1845 r. zamianowano na nauczyciela szkółki ewangelickiej Karola Senfta, który dotychczas na tem miejscu pozostaje. Wyznaczono mu jako organiście stałą płacę 200 złp. rocznic, dotychczas bowiem tylko 100 złp. było i to jako wynagrodzenie nadzwyczajne, płacono tak Wagenknechtowi jak później innym, którzy te obowiązki wypełniali.
Powoli kościół i gmachy parafjalne przyprowadzone zostały do należytego stanu, a nawet przyozdabiać zaczęto dom Boży. Stary mur parkanowy oddzielający kościół od ulicy Grodzkiej zamieniono na żelazne sztachety, dano dach nowy, a wreszcie pomyślono nawet o budowie nowych organów, gdyż dotychczasowe, dar jeszcze z r. 1817 zboru kalwińskiego Warszawskiego w coraz gorszym znajdowały się stanie. W r. 1843 tedy rozpoczęto budowę, której się podjął organmistrz Lummert z Wrocławia i szczęśliwie ją w r. 1844 skończono. Na nieszczęście brudna chciwość jednego członka zboru sprowadziła przy obmyślaniu środków zapłaty za organy niesnaski, wielkiem zgorszeniem będąc dla zboru. Karol Lierhammer mianowicie przez upór nie chcąc dopuścić, iżby zebrano fundusz potrzebny za pomocą akcyj tak jak było w r. 1830, lecz aby od niego zbór pożyczkę zaciągnął, wszczął zaburzenie na posiedzeniu zboru 6. października 1844 r. i gwałtownie plany swe przeprowadził. Próżno opierający się mu członkowie zboru do konsystorza zanosili skargę, fakt został spełnionym, a wreszcie konsystorz nie mógł stanowić w rzeczach, które według ustawy rozporządzeniu zboru ulegały. Dla tego też udzielił tylko Lierhammerowi naganę za jego gorszące znalezienie się na posiedzeniu zboru i za obelgi na pastora tamże miotane. Okoliczność ta wywołała odniesienie się do rządu, by ściśle określonemu zostały atrybucje konsystorza i kolegjum, tudzież do zboru stosunek.
Senat zajął się tem istotnie i zażądawszy naprzód, aby zbór złożył właściwej władzy inwentarz majątku swego, polecił też zarazem zborowi aby wybrał 5ciu członków, którzy by się zajęli napisaniem nowej i odpowiedniej potrzebom ustawy zborowej. Gdy jednak, może w skutek tajemnych działań Lierhammera, kolegjum zwlekało wybór pod pozorem niektórych wątpliwości, senat sam wyznaczył komitet, który miał się zająć napisaniem ustawy. Do komitetu tego powołał jako prezydującego, profesora Skobla Fryderyka a jako członków pp. Mohra, Jennego, Friedleina i Modesa. Ustawa została napisaną i była ona głównie dziełem Dra Skobla i Mohra, pozostała jednak projektem tylko, gdyż ukończona w styczniu 1846 r. nie mogła już być zatwierdzoną przez senat w skutek wstrząśnień i zmian politycznych. Przyłączenie Krakowa do Austrji, spowodowało zarazem podciągnienie zboru krakowskiego pod prawa inne zbory wyznania ewangelickiego w Galicji obowiązujące. Bądź co bądź projekt ów „Ustawy organizacyjnej dla zgromadzenia ewangelickiego w W. M. Krakowie” chociaż znać, że przez ludzi nie obznajmionych gruntownie z prawem pisany, jest chlubnym dowodem starań, dobrych chęci i pięknych dążności jego twórców szczególniej Fryderyka Skobla. Po zasadach ogólnych, w których potwierdzoną jest zgoda między obu wyznaniami protestanckiemi i wypowiedzianą wolność sumienia, następuje 12 rozdziałów następujących: 1) prawa zasadnicze zboru ewangelickiego, 2) o zborze ewangelickim krakowskim, o prawach i obowiązkach jego członków, 3) o zgromadzeniach zborowych, 4) o konsystorzu, 5) o radzie gospodarczej, 6) o pastorze, 7) o misjonarzach ewangelickich, 8) o archiwum i książnicy zboru, 9) o szkole i jej nauczycielu, 10) o organiście i słudze zborowym, 11) postanowienia ogólne, 12) o warunkach zrzeczenia się i o utracie urzędów zborowych. Wszystko zakończone jest ustawą przechodnią. Źródłami do tego statutu były: 1. Urządzenie kościelne dla dyssydentów obojga wyznań przez stany sejmujące 21. maja 1792 r. zatwierdzone. 2. Statut urządzający konsystorz połączonych wyznań ewangelickich w Krakowie z roku 1834. 3. Handbuch über die Kirchen und Schulgesetzgebung im preussischen Staate mit besonderer Berücksichtigung der Provinz Ost-West-Preussen und Lithauen von Borek Lorkowski 2 tomy w Królewcu 1844 r.
W aktach, jakie się znajdują w archiwum kościelnem, jest przerwa wielka, mianowicie od r. 1846–1860. Najciekawszą i najważniejszą rzeczą jest zaprowadzone porównanie języków polskiego i niemieckiego w r. 1863. Co do lat 1846–1860 o tych skąpe tylko wiadomości znajdują się, i te nawet dotyczą się tylko r. 1849 i 50 i jednej właściwie tylko kwestji, to jest kwestji mieszanych małżeństw.
Po zajęciu Krakowa przez Austrję, utworzoną została Rada Administracyjna okręgu krakowskiego; gubernator Galicji przejął atrybucje senatu, o ile dotyczyły rozporządzeń wewnętrznego zarządu. Konsystorz i kolegjum kościelne ewangelickie pozostało jak dawniej czas jakiś jeszcze, i zostały nienaruszone do roku 1850. W r. 1849 Rada Administracyjna oświadczając konsystorzowi, iż gubernator Galicji zachowuje do swego rozpoznania wszystkie te wypadki, w których konsystorz stosownie do ustawy z r. 1834 do Senatu miał się odnosić, poleca zarazem, aby dokonanemi zostały wybory nowego konsystorza, gdyż istniejący podówczas trwał już od r. 1844, kiedy według ustawy już w r. 1847 powinien był być zmienionym. Dnia 11. lipca 1849 odbyły się nowe wybory zatem, wybrano znowuż na prezesa Dra Skobla, na członków zaś Friedleina Dawida, Mohra Michała, Hoechla Fryderyka, na zastępców Baumgartena Ferdynanda i Wielowiejskiego.
Powoli jednak podciągano zbór krakowski pod rozporządzenia dotyczące innych zborów ewangelickich w Galicji. W lutym 4go 1849 r. Rada Administracyjna przesłała konsystorzowi okólnik c. k. komisji gubernialnej w Krakowie, w którym określono warunki pod jakiemi dozwolonem było przejść na inne wyznanie. Chcący to uczynić, potrzebował mianowicie oświadczyć o tem duchownemu swego wyznania w obecności dwóch świadków raz i powtórnie w cztery tygodnie, dopiero otrzymawszy świadectwo od duchownego o dokonaniu tej formy, lub gdyby się duchowny wzbraniał wydać świadectwo, od świadków, mógł przejść na inną wiarę.
Dnia 16. marca 1850 r. komisja gubernialna, a 16. kwietnia tegoż roku Rada Administracyjna w skutek reskryptu ministerstwa wyznań i oświecenia z 21. stycznia, poleciły konsystorzowi, aby ogłosił osobom których to dotyczy, że przy zawieraniu małżeństw mięszanych, wolno jest pastorom ewang. błogosławić takie małżeństwa, które metryką ślubu udowodnią, iż już zawarli ślub według przepisów dworu rzymskiego z r. 1841, to jest, gdy im ślub był dany albo według wszelkich form katolickiego obrządku, albo tylko per assystentiam passivam. W skutek tego polecenia nastąpiło nieporozumienie między konsystorzem a komisją rządową. Konsystorz mniemał, iż przez owo postanowienie ograniczoną jest wolność zawierania małżeństw mięszanych, że te wtedy tylko mogą błogosławić pastorowie, gdy pierwej już katolicki ślub zawartym zostanie; powołując się zaś na reskrypt kancelarji nadwornej cesarskiej z r. 1841 dowodzi konsystorz, że tenże reskrypt dotyczy tylko krajów należących do związku niemieckiego, a zatem Krakowa dotyczyć nie może. Żądał zatem konsystorz cofnięcia rozporządzenia. W wyjaśnieniu, komisja gubernialna oświadczyła, iż źle zrozumianemi były jej słowa, że przez rozporządzenie owo, wolność zawierania małżeństw bynajmniej krępowaną nie będzie, gdyż rozumieć się ma, że pastorom wolno te małżeństwa błogosławić, które zostały już przez katolickich proboszczów pobłogosławione, że zatem zastowanie [sic!] się do tego ze strony pastora ew. dotychczasowej formy błogosławienia małżeństw mięszanych w niczem naruszać nie będzie.
Najnowsze losy zboru krakowskiego, ulegają tym samym przypadłościom jakie dotykały w ogólności ewangelików austryjackich. Pod względem wewnętrznym presbyterstwo, uwzględniając sędziwy wiek pastora Otremby, powołało jako kaznodzieję polskiego na drugiego pastora JKsiędza Glajcara, dotychczasowego pastora w Reichshejmie w Galicji. Wyboru dokonano dnia 18. listopada 1867 roku. Nie długo jednak zbór krakowski cieszył się gorliwym kaznodzieją swoim, gdyż ks. Glajcar wybrany na pastora w Drogomyślu na Szląsku, opuścił Kraków 18. marca r. b. Miejsce jego zajął w końcu marca r. b. powołany przez presbyterstwo ks. Jerzy Badura, szlązak, dotychczasowy wikarjusz w Tresdorfie w Karyntji. Wymowny ten i gorliwy kaznodzieja może się wiele przyczynić do rozbudzenia życia religijnego między ewangelikami krakowskiemu. Bo jakkolwiek chwalebnym i mądrym czynem jest, rozpoczęta w roku zeszłym budowa kamienicy na placu kościelnym, z której dochód ma posłużyć na lepsze uposażenie duchownego i nauczycieli, bez życia wewnętrznego, bez gorliwości o chwałę imienia bożego, bez gorącego rozmiłowania się w słowie bożem i świadczeniu wobec katolików przykładem i życiem czem jest ewangelja, zbór krakowski będzie wiódł chorobliwy żywot. Dla tego, kończąc ów przyczynek do dziejów zboru krakowskiego, wołamy: Bracia! bądźcie gorliwi, nie zabijajcie zboru waszego przez mieszane małżeństwa, podźwignijcie szkołę i nie słowy ale czynami świadczcie, żeście naprawdę członkami żywemi ciała Chrystusowego. Wielcy czy mali, prostaczkowie czy uczeni, bogacze czy ubodzy, zapełniajcie co niedziela mały wasz kościółek, aby Bóg mógł serca wasze napełnić Duchem świętym. Pamiętajcie! że w starej stolicy Jagiellonów, obok sędziwego Wawelu, powierzył wam Bóg straż około swego poważnego, wiekowego protestantyzmu polskiego, — nie zasypiajcie, lecz dobry bój wiary bojujcie!
Źródło: Zwiastun Ewangeliczny 1870/10